Jurassic World: Odrodzenie (2025)

Jako chłopak dorastający w Polsce lat 90., w której coraz bardziej panoszył się ten chyba nazbyt pochopnie narzucony nam wolny rynek, padłem ofiarą kolektywnej fascynacji dinozaurami. A był ku temu podatny grunt, bo oto niedawno w kinach królował T-Rex i kanoniczny już Park Jurajski (1993), a otwarty dopiero co handel zdominowały czasopisma poświęcone prehistorii, plastikowe odlewy wielkich gadów czy wszelka inna tandeta, którą dziś nazywamy z angielska merchem.

Wtedy, kiedy miałem pod ręką stos gazet popularnej serii Dinozaury, pudło figurek i dwa filmy Spielberga na rwanych kasetach VHS, nie myślałem nawet, że za 30 lat, będąc starym, pozbawionym perspektyw kawalerem, będę miał po dziurki w nosie jurajskiej franczyzy, którą schyłkowy kapitalizm zdążył już przetrawić i wydalić ze dwa razy. Ale nie, bo po tragicznym wypadku przy pracy, jakim okazał się Jurassic World: Dominion z 2022 roku, producenci szybko oddali markę w ręce jakiegoś bardziej wyrazistego twórcy i oto nadeszło Odrodzenie. A ja, w którym dalej tli się tamten zajarany dinozaurami dzieciak, pobiegłem do kina na samą premierę.

No oto jestem, świeżo po wyjściu z kina. Wiecie, co Wam powiem? Może to ze mną jest coś nie tak? Może mam zawyżone oczekiwania? Może źle zrobiłem, że kilkanaście razy obejrzałem zwiastun tego filmu? Jurassic World: Odrodzenie jest… obrazkiem? Czasami ładnym, czasami gęstym, ale niewykraczającym w żadnej kwestii ponad to, co widzieliśmy w materiałach marketingowych. Serio, nawet sceny z dinozaurami trwają nieco tylko dłużej niż te zawarte w zwiastunach. A to tylko jedna z wielu bolączek tego, no powiedzmy, filmu.

Sama fabuła jest kontekstowa, a to i tak za dużo powiedziane. Ot wielka, bogata korporacja chce pozyskać krew trzech wielkich dinozaurów gnieżdżących się na osamotnionej wyspie blisko równika, by z próbek tych stworzyć lek mający zbawić ludzkość. Nasza ekipa złożona z najemników, przypadkowej rodzinki i przedstawiciela korporacji udaje się na owianą złą sławą wyspę, by pobrać próbki. Na miejscu czeka ich walka na śmierć i życie nie tylko z klasycznymi dinozaurami, ale także dziwacznymi hybrydami. Tyle, nic więcej tutaj nie ma.

Wiecie, co boli mnie najbardziej? Fakt, jak bardzo pustym kinem jest Odrodzenie. To film wręcz antynarracyjny, który nie buduje swojej historii ani motywacją bohaterów, ich charakterami, środowiskiem i kolejnymi wydarzeniami na fabularnej linii. Wystarczy znać podstawowe prawidła rządzące kinem przygody, by wiedzieć, jak potoczą się kolejne rzeczy i które z postaci skazane są na śmierć. A ci, którzy mają pewnik przeżycia, różnią się od tych drugich tylko tym, że mają ze cztery dodatkowe linijki płytkiego po kostki dialogu. Nawet nie wiedziałem, że da się dziś napisać taki badziew.

Żeby się jednak tak nie znęcać, wypadałoby pana Edwardsa za coś pochwalić. I tak, jego film jest miejscami ładny, momentami łapie całkiem fajny, lepki klimat dżungli, a niektóre ze scen naprawdę potrafią delikatnie złapać nas za gardło. Ale to wciąż takie lekkie smyranie po naszych nerwach, nie zaś ciężki chwyt zapierający dech. No i fakt, że produkcja ta nie razi sztucznością tak, jak się tego spodziewałem, już jest dla niej jakimś wyróżnieniem. Tylko że to są rzeczy błahe, no może poza wyglądem dinozaurów, którym i tak niedane jest się nam nacieszyć, bo jak wspomniałem, w samym filmie nie ma ich więcej, niż było na zwiastunie.

No i te cholerne hybrydy, które nie wiem, po co tutaj w ogóle są. D-Rex, którego zapowiadano nam jako nowe super zło, gatunek dominujący na wyspie i istotę rodem z horroru, w samym filmie pojawia się może na łącznie 2 minuty czasu ekranowego. Do tego tak szybko, jak się pojawia, znika. Totalnie zbędna rzecz, naprawdę wolałbym w jego miejscu tego niezgodne paleontologicznie spinozaura z trójki. A mutadony? Te latające poczwary rodem z horroru? Ano nie robią w filmie nic ponad to, co mogłoby robić klasyczne i kochane raptory. Z dużej chmury mały deszcz, w tym wypadku taki, który nawet nie podleje zasadzonych w naszych sercach oczekiwań.

I takie oto jest to całe Odrodzenie. To film wtórny, w którym postacie są tak płaskie, że muszą ich opisywać banalne do dekodowania elementy charakterystyczne – naukowiec nosi okulary, dobry tata wygląda jak stereotypowy dobry tata, a gość będący żołnierzem nosi beret. Tak po ludzku jest mi po prostu żal, że film, na którym się wychowałem, dziś rozwadniany jest przez takie półprodukty. No i nie kryję też pewnego wstydu, że miałem wobec tego półproduktu pewne oczekiwania. Nie wiem, jaki los czeka tę markę, ale może niech znajdzie swoje miejsce tam, gdzie prawdziwe dinozaury, wśród pokrytych osadem skamieniałości. Pewne rzeczy trzeba po prostu pożegnać.

Oryginalny tytuł: Jurassic World: Rebirth

Produkcja: USA, 2025

Dystrybucja w Polsce: uip.com.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *