
Rodzime kino nie słynie ze straszenia ludzi. Było parę pozycji spod znaku grozy i horroru, lecz większość nie była udana, a wiele z nich jest całkowicie zapomniana. Dopiero w ostatnich czasach polska kinematografia stara się nadrabiać pewne gatunkowe zaległości. Ponieważ nie jest to jednak łatwa sprawa, to musi się posiłkować pomocą zagranicznych przyjaciół.
Tak właśnie ma się sytuacja z Brzydką siostrą. Ten nakręcony w skandynawsko-polskiej i duńskiej koprodukcji film jest reżyserskim debiutem Emilie Blichfeldt. To ona wprawdzie jest siłą napędową przedsięwzięcia, ale my dokładamy kilka swoich cegiełek, a język polski jest nawet używany na ekranie. Warto tu też wspomnieć, że jedną z inspiracji dla reżyserki były dzieła Waleriana Borowczyka. Można zatem „Brzydką siostrą” przynajmniej częściowo postrzegać jako naszą produkcję. Niezależnie od stopnia ingerencji dobrze, że jesteśmy w jakimś stopniu zaangażowani w tworzenie nowych obrazów, które stawiają sobie wysokie ambicje opowiadania dobrze znanych historii na nowo.
A opowieścią tą jest baśń o Kopciuszku. Tutaj poznajemy niejako origin story tej bohaterki. Pierwotnie miała na imię Agnes i mieszkała samotnie z ojcem. Ten w poszukiwaniu zastrzyku gotówki, żeni się z wdową Rebekką, która ma dwie córki, Elvirę i Almę. Tuż po ślubie mężczyzna umiera, a na jaw wychodzi fakt, że nie był wcale bogaty, co stanowi niemiłą niespodziankę dla Rebekki. Dla zdobycia pieniędzy postanawia ona wydać Elvirę z księcia Juliana.
Ponieważ nie grzeszy ona jednak zwłaszcza w porównaniu do Agnes, urodą, matka wysyła córkę do specjalnej szkoły dla panien, aby nabrała ogłady i odpowiednich manier. Posyła ją także do chirurga plastycznego, który barbarzyńskimi metodami, próbuje ją „ulepszyć”. Tymczasem Agnes zostaje przyłapana in flagranti ze stajennym. Wściekła macocha sprowadza ją do roli służącej, a przybrana rodzina zaczyna zwracać się do niej per „Kopciuszek”.
Film w reżyserii Emilie Blichfeldt reklamowany był jako niezwykle szokujący. Porównywano go do dzieł Davida Cronenberga, podkreślając, że zawiera duże pokłady brutalności oraz silne zaznaczone elementy body horroru. Jej obraz miał się wyróżniać wspomnianymi cechami spośród innych produkcji, powodując niemalże mdłości pośród widowni. Czy koprodukcja rzeczywiście spełniła te obiecanki?
Na pewno trzeba jej oddać, że zawiera pewne nieprzyjemne momenty oraz takie, które mogą, w co poniektórych wzbudzić silny dyskomfort. Ogólnie jednak nie nazwałbym go przesadnie wstrząsającym zarówno jeśli chodzi o formę, jak i treść. Szybko bowiem orientujemy się, że mamy tu przecież do czynienia z kolejną wariacją znanej bajki więc ukazane wydarzenia nie noszą znamienia realizmu. Obraz ogląda się bardziej jako film fantasy, niż mrożący krew w żyłach, pełnoprawny horror, po którym widz będzie miał koszmary.
Bliższe określenie, pasujące do filmu to czarna komedia. Posiada on w sobie na pewno sporo groteski, ale oglądanie jak młoda dziewczyna daje się okaleczać, w imię czyichś wyobrażeń piękna, nie jest zbyt zabawne, a wręcz odwrotnie, tragiczne. Obraz oczywiście ma być satyrą na współczesną pogoń za niedoścignionym ideałem piękna oraz toksyczną odmianą męskości, jednak jest w ukazaniu tego zjawiska jakiś taki mało przekonujący i nie robi takiego wrażenia jak, chociażby Substancja (2024) Coralie Fargeat.
Do obrzydlistwa można się przyzwyczaić, a reszcie brakuje głębi, by naprawdę poruszyć widza. Najgorsze jednak to chyba to, że właściwie wszystkie ciekawsze momenty ukazane zostały w zwiastunie filmu, obiecując owiele więcej atrakcji, niż ostatecznie otrzymujemy. Brzydka siostra to na pewno przyzwoite kino, które podejmuje ambitną próbą żonglowania gatunkami, co częściowo mu się udaje. Nie jest to jednak dzieło, które robi jakąś różnicę, a do tego brakuje mu chyba nieco mocniejszego zakończenia.
Oryginalny tytuł: Den stygge stesøsteren
Produkcja: Norwegia/Polska/Dania/Rumunia/Szwecja, 2025
Dystrybucja w Polsce: bestfilm.pl

