
Troma, Troma, Troma… Wytwórnia, którą każdy szanujący się fan horrorów klasy B powinien znać, a przynajmniej wiedzieć o jej istnieniu. Twórcy legendarnego Toksyczny mściciel (1984) zdążyli przyzwyczaić nas do swojego specyficznego poczucia humoru i używania dużej ilości gumowych flaków. Jednak jest jeden wyjątek od tej reguły, który pozwala spojrzeć na przedsiębiorstwo Herza i Kaufmana z innej, nieco poważniejszej perspektywy.
Combat Shock, nakręcony w 1986 roku przez Buddy’iego Giovinazzo to dramat wojenny opowiadający o weteranie wojny Wietnamskiej. Frankie żyje wraz z żoną i małym, zdeformowanym (a jakże) synkiem w nowojorskich slumsach i ledwo wiąże koniec z końcem. Pieniędzy na jedzenie nie ma, naszego bohatera męczą koszmary z Azji, a do tego z dzieckiem dzieje się coś niepokojącego. Frankie narzuca kurtkę i rusza w miasto, a my podążamy za nim brudnymi ulicami Nowego Jorku.
Combat Shock czerpie garściami ze stylistyki Taksówkarza (1976) Scorsese, choć znacznie silniej nawiązuje do estetyki kina sexploitation, w którym to Troma „pewne” doświadczenia miała. Swego czasu pisałem tutaj o filmie Forced Entry (1973), reprezentujący podgatunek roughies, czyli popularnych na przełomie lat 60. i 70. filmów pornograficznych łączących w sobie elementy sadyzmu, brutalnych gwałtów, porwań, itd. Piszę o tym nie bez powodu, bo stylistycznie dzieło Giovinazzo czerpie z niego garściami. Wszechobecny brud, wprost wylewający się z ekranu, sprawia, że podobnie jak tam, po obejrzeniu filmu potrzebny jest długi prysznic. Jednak podobieństw jest więcej. Nihilizm, krytyka amerykańskiego snu, Forced Entry obnaża brutalność weteranów i uderza w społeczeństwo jako takie, podczas gdy Combat Shock kieruje się raczej w stronę komentarza antymilitarystycznego – mniej reakcyjnego, bardziej tragicznego. Jednak tam, gdzie Forced Entry stawia bardziej na seksualną eksploatacje, to Giovinazzo rezygnuje z niej, łącząc eksploatację z artystycznym nihilizmem. Oba filmy pokazują weteranów jako zniszczonych przez wojnę, to celują w różne obszary krytyki – jeden w społeczeństwo, drugi w sam system.
Choć Combat Shock nie serwuje nam przemocy seksualnej, to „wynagradza” nam to przemocą zarówno psychiczną, jak i fizyczną. Towarzysząc Frankiemu w jego podróży przeżywamy to co on, poniżenia, pobicia, brak zrozumienia. Państwo, dla którego walczył podziękowało mu środkowym palcem i wyrzuciło go na samo dno społeczeństwa. Teraz, niczym szczury przedzieramy się z nim przez pełne śmieci i ścierwa ulice.
Tutaj inspiracja Taksówkarzem wybrzmiewa najmocniej, bo choć nie do końca rozumiemy to co dzieje się w głowie bohatera, dlaczego zachowuje się w taki, a nie inny sposób, to jest to na tyle hipnotyzujące, że ciężko odwrócić wzrok od ekranu. Jednak tam gdzie Scorsese serwuje nam iluzoryczne odkupienie, Giovinazzo zostawia nas z ciszą po eksplozji. Depresyjny charakter potęguje również motyw muzyczny, który łączyły syntetyczne brzmienie z surową ekspresją. Daje to filmowi połączenie psychodelii, nerwowości i klaustrofobii, towarzyszących głównemu bohaterowi podczas przemierzania brudnych ulic i zaułków.
W świecie gumowych potworów i toaletowego humoru Combat Shock to dziwny wyjątek – jakby ktoś przez pomyłkę wrzucił autentyczną rozpacz do pudełka z plastikową makabrą. Kampowa stylistyka ustępuje tu miejsca rozpaczy i niesprawiedliwości systemu, z którym bohater musi stanąć w szranki. Giovinazzo nie boi się czerpać z innych gatunków – tylko że tym razem to nie społeczeństwo jest ofiarą. Film zostawił mnie w emocjonalnej rozsypce: ból i psychoza bohatera przelewają się na widza, i czy tego chcemy, czy nie – wspomnienie tego dzieła zostaje z nami na długo.
Oryginalny tytuł: Combat Shock
Produkcja: USA, 1986
Dystrybucja w Polsce: BRAK

Wielbiciel kiepskich slasherów z lat osiemdziesiątych, włoskiej eksploatacji i Sylvestra Stallone.
