Złodziej z przypadku (2025)

Na nowy film Darrena Aronofsky’ego nie miałem specjalnego parcia. Trochę chłop nadwyrężył moje zaufanie swoim średnio udanym Wielorybem (2022), który po latach bycia osobą otyłą uważam wręcz za obraźliwy. Widziany przelotnie w kinie zwiastun też jakoś mnie nie złapał, ot taka bardziej komediowa wariacja na temat Johna Wicka, z całym tym anturażem przerysowanych postaci i przegiętych scen akcji.

Pewnego dnia jednak nadarzyła się okazja, by do kina się wybrać i omawianego tutaj Złodzieja z przypadku obejrzeć tak, jak Pan Bóg nakazał. I wiecie co? Jak zawsze moje przewidywania i oczekiwania okazały się zupełnie nietrafione! Nowym film twórcy znienawidzonego przeze mnie Requiem dla snu (2001) okazał się nie tylko bardzo przyjemną komedią sytuacyjną, ale również jednym z najlepszych filmów roku 2025. Takie to życie bywa przewrotne. Albo po prostu nie znam się na kinie.

Hank, w tej roli fantastycznie „ziomalski” Austin Butler, którego obiecująca kariera gracza w baseball została przerwana po brutalnym wypadku samochodowym, teraz pracuje jako barman, pijąc całymi dniami i zabawiając się nocami ze swoją dziewczyną, Yvonne (Zoë Kravitz). Pewnej nocy, między kolejną popijawą a szybkim numerkiem, jego brytyjski sąsiad Russ (Matt Smith) ogłasza, że jego ojciec umiera i musi wrócić czym prędzej do Londynu. Ma do Hanka tylko jedną prośbę, kilkudniową opiekę nad kotem.

Ta błacha przysługa kompletnie wywraca życie Hanka. To nie wina kota. Kot kocha Hanka. My też trochę kochamy Hanka. Wiemy, że jego życie jest co najmniej gówniane, ale mechanizmy radzenia sobie z problemami nie szkodzą nikomu, poza nim samym. No, przynajmniej na razie, bo przez głupi zbieg okoliczności każdy przestępca w Nowym Jorku pragnie tylko skopać tyłek Hanka.

Znając poprzednie dzieła reżysera i oglądając Złodzieja z przypadku można odnieść wrażenie, że za kamerą stał zupełnie inny facet. Scenariusz napisał Charlie Huston, autor książki, która zainspirowała film. Narracja w filmie, bo książki nie znam, okazała się dla mnie bardzo nieprzewidywalna i pełna mrocznych zwrotów akcji, po których naprawdę przecierałem oczy i mówiłem sobie w duchu „wow, miał odwagę”. Jest szczególny moment, w którym atmosfera dość mocno przeszła na mroczną stronę, ale na szczęście zawsze znajdzie się tutaj miejsce na humorystyczne wstawki, które działają jako swoisty kontrapunkt. Bo tak, to przede wszystkim mroczna komedia!

Akcja filmu rozgrywa się w 1998 roku, w tym samym roku, w którym zadebiutował przełomowy film Aronofsky’ego Pi. Był to thriller science-fiction o matematyce, giełdzie i Torze, także rozgrywał się w Nowym Jorku. Muszę powiedzieć, że to jedno z najlepszych przedstawień tego ikonicznego miasta na wielkim ekranie. Tyle tylko, że nie jest to w żadnym stopniu archiwalna praca polegająca na przeniesieniu tamtego ducha czasów przed dzisiejsze kamery. To raczej taka romantyczna, popkulturowa wariacja na temat tego, jakie było Wielkie Jabłko u zmierzchu poprzedniego stulecia, wykreowane przez pryzmat kina, pocztówek czy popkultury w ogóle. I ja to kupuję całym sobą, w końcu kino ma właśnie polegać na naszej wyobraźni, nie zaś suchej rzeczywistości.

Ale dla mnie sukces Złodzieja z przypadku to również fantastyczna obsada. W całości dostarcza ona mocny warsztat, od Reginy King przez Zoë Kravitz po Matta Smitha i całą resztę. To powiedziawszy, wiele postaci drugoplanowych, choć pojawia się zaledwie na chwilę, jak Action Bronson czy Bad Bunny, daje naprawdę pamiętne występy i szczerze cieszyła mi się mordka za każdym razem, gdy rozpoznałem któregoś z nich. Jednak film opiera się prawie w całości na bohaterze Austina Butlera, bo to on w końcu niesie ciężar bycia łącznikiem między kolejnymi postaciami. I robi to, wow, niesamowicie! Już wcześniej bardzo lubiłem jego grę, ale po tym, co zobaczyłem u Aronofsky’ego, stałem się oddanym fanem.

Świadomy jestem, że bez tej obsady i reżyserskiej ręki, film ten przepadłby pewnie gdzieś w odmętach serwisów VOD. Rozumiem nawet, że ktoś może przekreślić go ze względu na to, jak małą stawkę stawia na szali tych wszystkich śmieszno-traumatycznych doświadczeń. Ale co mam począć ja, człowiek, który siedział w kinie od dzwona do dzwona i zwyczajnie radował się, chłonąc ten klimat, te postacie i ich historie. To nie jest rzecz, która skłoni Was do jakichś politycznych czy społecznych refleksji, tutaj nie ma czepiania się ważnych tematów, jest po prostu rozrywka. Takie rzeczy też są potrzebne i super, że wyglądają tak, jak film Aronofsky’ego.

Oryginalny tytuł: Caught Stealing

Produkcja: USA, 2025

Dystrybucja w Polsce: uip.com.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *