Kryptyda (2024)

Lubię kino za to, że potrafi ono łączyć to, co na pierwszy rzut oka nie powinno się ze sobą kleić. Bo gdzie indziej szukać inspirowanej Zagubioną autostradą (1997) opowieści eksplorującej współczesne oblicze feminizmu, które mocno łapie się… kryptozoologicznego folkloru Północnej Ameryki? No właśnie tak można w kilku słowach opisać pełnometrażowy debiut fotografki i twórczyni wideo Kourtney Roy, Kryptyda.

Dlatego też należy powiedzieć na początku, że opisywany tutaj Kryptyda nie jest typowym horrorem, zwłaszcza z puli tych reprezentujących nurt poświęcony kryptozoologii. Polowanie na tajemniczą, czającą się w lasach istotę stanowi raczej psychologiczny labirynt, wypełniony zarówno czymś nieuchwytnym i kojącym, ale również przeszywająco niepokojącym. I to jest ten rodzaj kina, który ostatnio kręci mnie najbardziej.

Historia kręci się wokół Kay (Chloe Pirrie), samotnej kobiety, która dołącza do sfeminizowanego klubu trekkingowe, aby po prostu zawiązać nowe więzi. Podczas wędrówki górskim szlakiem trafnie nazwanym Kypto Peak, Kay przejawia fascynację historią Barb Valentine, kryptozoolożki, która zniknęła na tym terenie podczas poszukiwania enigmatycznego stworzenia znanego jako Sooka. Wkrótce Kay doświadcza osobistego spotkania z kryptydą, traci pamięć i wyrusza na dosłowną oraz metaforyczną podróż w poszukiwaniu własnej tożsamości.

Ponieważ historia jest opowiedziana wyłącznie z perspektywy Kay, staje się ona wszechogarniającym obiektywem, przez który doświadczamy ten świat. I szczerze mówiąc, jestem pod ogromnym wrażeniem aktorskiej kreacji Pirrie, która nadaje całości ten refleksyjny i niepokojący posmak. W zasadzie mgliste, wilgotne i mroczne krajobrazy wokoło pięknie współgrają z przestrzenią wewnątrz Kay. Z czasem zdajemy sobie sprawę, że przeszłość i życie Kay są znacznie bardziej splecione z tragedią Barb. Analogii do wspomnianej Zagubionej autostrady Lyncha podkreślać nie muszę, ale na swój sposób film ten skojarzył mi się z naszą genialną Fugą Agnieszki Smoczyńskiej z 2018 roku.

Dziwna więź między naszą bohaterką o Sookom z czasem zaczyna nabierać coraz bardziej seksualnego wymiaru, co jest kierunkiem odważnym. Włączając w to wszystko elementy body horroru, Roy wykorzystuje seks jako sposób na zabranie nas do dosłownie do wnętrza tajemniczej kryptydy. Ludzkie ciało podczas doświadczania szczytu ekstazy ukazane nam zostaje w momencie penetracji oślizgłego, perystaltycznego wnętrza jakiegoś niezrozumiałego organizmu. Logika filmu pozostaje zatem zanurzona w mroku, a twórczyni stara się nam pokazać, jak cienka jest granica między rozkoszą a bólem.

Ponury charakter odbija się również na plastyce filmu, który nie wstydzi się zestawiać panoramicznych ujęć amerykańskiej dziczy ze zbliżeniami na wszelkie wyciekające z ludzkiego i nieludzkiego ciała płyny. Wróćmy znów do Lyncha, bo dużo tutaj z jego sennej estetyki, a pojawiające się na ekranie postacie, głównie kobiety, to figury mocno symboliczne. Czytanie ich wszystkich zawsze stanowi jakąś intelektualną wartość dla widza, a składanie do kupy tych cząstek osobowości po prostu bawi. Aluzja, ta powierzchowna, jest jednak banalna – w każdej kobiecie czai się mroczna strona, potwór, który czasami wychodzi z gęstego lasu.

Oczywiście jest tam do wykopania więcej, choć na tym stanowisku to osoby kobiecie zapewne odnajdą narzędzia pozwalające na inne, całkiem świeże interpretacje. Nie chcę jednak zabrzmieć tak, jakbym szufladkował Kryptyda z naklejką „kino tylko dla kobiet”, bo tak oczywiście nie jest. Fajnie natomiast patrzyć, z perspektywy dowolnej identyfikacji płciowej, że takie kino dziś powstaje i tylko umacnia pozycję kobiet w tym zdominowanym przez manosferę świecie.

Wiem natomiast, że nie jest to kino dla wszystkich, zwłaszcza dla fanów konwencjonalnego kina grozy. Nie ten adres po prostu, bo Kryptyda stoi zdecydowanie bliżej zaangażowanej społecznie awangardy niż gatunku. Może jest to wszystko nieco zbyt chaotyczne, ale pamiętajmy, że to debiut i wybaczajmy brak doświadczenia w idealnym kierowaniu czymś tak potężnym, jak produkcja pełnometrażowego filmu. Nie jest i nigdy nie będzie to mainstream, a szkoda, ja tam Kourtney Roy kibicuję i trafia ona na moją listę osób twórczych, których kroki w karierze warto śledzić.

Oryginalny tytuł: Kryptic

Produkcja: Kanada/Wielka Brytania, 2024

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *