Hunter S. Thompson „Królestwo lęku”

Trzecia książka autorstwa pioniera stylu Gonzo od czasu kultowego Wstrętu i odrazy w Las Vegas podejmująca temat tytułowego lęku nie jest „łatwym orzechem do zgryzienia”. I nie chodzi mi tylko o kipiącą z jej kart strachu i paranoicznej walki jednostki z coraz to bardziej opresyjnym systemem. Królestwo lęku to w zasadzie spisany pod wpływem różnych dragów życiorys HST, skaczący po jego życiorysie niczym psychodeliczna żaba po liściach marihuany.

Przedzierając się przez całą masę mniej lub bardziej dziwacznych anegdot, będziemy świadkami prawie że wygranych wyborów na szeryfa Aspen, relacji z frontu Inwazji na Grenadę oraz tragicznych wydarzeń z 11 września 2001 roku widzianymi przećpanymi oczami Doktora. To w zasadzie spisany z różnych strzępów i zescalony strumień świadomości Gonzo.

Co jakiś czas wraca on jednak do feralnych wydarzeń z 1999 roku, kiedy to samozwańcza „królowa porno” przybyła na jego ranczo w Aspen w poszukiwaniu wywiadu. Spotkanie zakończyło się totalnym fiaskiem, a kobieta wyleciała z hukiem oskarżając Thompsona o napaść na tle seksualnym. Po przeszukaniu posiadłości Huntera policja zanlazła śladowe ilości nakrotyków i wytoczyła mu sądową sprawę, którą dziennikarz dość dosadnie opisał w swoim autorskim stylu.

Jeśli miałbym jakoś określić trzon książki, to właśnie historia sądowej rozprawy byłaby jej osią. To tutaj mamy jasno wykrystalizowane polityczne i społeczne poglądy HST. Oczywiście znajdziemy je również pośród wielu innych szalonych przygód Doktora, jednak w większości zostawia on nam swobodne pole do własnej interpretacji. Ale ci, których średnio obchodzi zanurzanie się w politycznym bagienku z domieszką LSD również znajdą tutaj coś dla siebie!

Thompson na wiecu wyborczym swojej partii Freak Power podczas wyborów szeryfa Aspen, 1970. Fot. rollingstone.com

Opowieści o wskakującej przez okno samochodu pumie, przygodach w brazylijskich fawelach czy spotkaniu z tajemniczym sędzią podczas nocnej przejażdżki w siarczystej ulewie czyta się z zapartym tchem. Czy są prawdziwe? W zupełności nie ma potrzeby tego sprawdzać! Oprócz rozsadzającej czaszkę z siłą magnum dawki specyficznego dla HST humoru wciąż emanują sporym ładunkiem epileptycznej paranoi i strachu. Uwierzcie mi, nocną wyprawę Huntera na urodziny do samego Jacka Nicholsona zapamiętacie naprawdę na zawsze!

Oczywiście wszystkie te skrzętnie spisane historie służą również podtrzymaniu mitu, jakim obrosła sama postać Huntera Thompsona. Widocznie każda epoka i ruch, szczególnie kontrkulturowy, potrzebują figury wyjętego spod prawa kowboja. A jeśli ten ma dodatkowo zamiłowanie do broni palnej, szybkich maszyn, pięknych kobiet i wszelkiej maści narkotyków, to tworzy się więc ikona kulturowego boga! I sam HST trochę naśmiewa się w swojej książce z takiego traktowania jego osoby.

Fani Thompsona mogą kłócić się, że jego mit jest tym, czego chcą, że postać rozbitego i lekkomyślnego Doktora jest jedną wielką satyrą i ukazaniem pewnej rzeczywistości w bardzo krzywym zwierciadle. Satyra jednak z czasem ustępuje, a Hunter zaczyna przypominać filmową postać zamrożoną gdzieś w latach siedemdziesiątych tylko po to, by zostać ożywioną w świecie, którego już nie rozumie. Tak więc czasami może mierzić niektórych czytelników to, jak w nowej rzeczywistości HST wydaje się wręcz parodią siebie z lat swojej świetności.

Ostatecznie Królestwo lęku to mocno szarpana opowieść o tytułowym strachu, pełna czasami bełkotliwych wypełniaczy, fantazyjnych opowieści i mocno bezpośrednich komentarzy. Czy jest to dobra pozycja do rozpoczęcia przygody z dziennikarskim stylem Gonzo? Oczywiście, że tak! Tematyczny rozrzut i doza literackiej fantazji zrodzonej w naładowanej psychodelikami głowie HST. Książka ta w sumie osadzona jest w najbardziej komfortowej dla autora przestrzeni, na granicy tego, co znamy pod nazwą ludzkiej cywilizacji, gdzie może bez większych konsekwencji odprawiać swoje dzikie harce.

Wydawnictwo: niebieskastudnia.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *