Na śniegu (1988)

Przyjęła się jakaś niepisana zasada, że amerykańskie slashery kojarzymy raczej z cieplejszych pór roku. Wynika to z prostego faktu, że wypchany pierzem kombinezon nie jest tak wizualnie przyciągający odbiorcę, co napięte, młode ciało przepasane jedynie skromnym bikini. Dlatego też śnieg nie jest zbyt częstym tłem dla gatunku, jakim jest horror „siekany”, a omawiany tutaj film wybija się poza ten schemat.

Choć z tą golizną to nie do końca prawda, bo punktem wyjściowym jest tutaj namiętna scena seksu na krześle. Taką sytuację zastaje Jeff (Dan Smith), który po przegranym wyścigu narciarskim i wspomnianym nakryciu swej miłości na stosunku ze swoim kolegą, postanawia rozpaczliwie wyładować negatywne emocje na stoku. Pech chce, że w napływie agresji i zażenowania swym własnym życiem w jednym, rozbija się na skałach.

Cztery lata po rzekomym samobójstwie Jeffa, jego przyjaciele wciąż są tym wstrząśnięci. Tak wstrząśnięci, że nie mogą się oprzeć pokusie darmowego weekendu w Snow Peak Resorts. Co więcej, Trina (Debra De Liso), dawna dziewczyna Jeffa, jest teraz żoną faceta, z którym się pieprzyła owego feralnego wieczora. Nasi bohaterowie robią to, co w zimowych kurortach robić wypada, przy okazji stając się ofiarami ubranego w niebieski kombinezon narciarski mordercy.

Jako zagorzały snowboardzista i fanatyk śniegu, nie mogę podejść do opisywanego filmu bez lekkiej nutki pobłażliwości. Zdecydowanie chciałbym, aby temat zimowych ferii był w kinie grozy równie popularny, co słoneczne wakacje. Ale jak to mówi przysłowie, na bezrybiu i rak ryba! Nawet jeśli ta w teorii zamrożona plotka może nie jest do końca świeża, a podający ją kucharz nie za bardzo wiedział, w jakim sosie ją przygotować. Dlatego też Na śniegu waha się między byciem kurortowym melodramatem, a horrorem z krwi i kości.

Cały film do zobaczenia TUTAJ.

Tytuł "Iced" zobowiązuje...
Tytuł „Iced” zobowiązuje…

Na poły film ten nudzi jak jasna cholera, wywalając na pierwszy plan nudne, sztampowe postacie i ich nie mniej kartonowe problemy. Przez pierwszą godzinę w filmie nie dzieje się absolutnie nic, a reżyser wypełnia ten czas typowymi dla gatunku idiotyzmami i pozbawionymi logiki zachowaniami naszych bohaterów. Ci jeżdżą po lesie na nartach, wywracają się specjalnie lub siedzą w drewnianych domkach i prowadzą dialogi o niczym. Zwłaszcza męska część obsady jest tak irytująca, a to przez to, że cieszą się oni jak głupki z najmniejszych rzeczy. I nie, w filmie nie zauważyłem przewijającego się gdzieś jointa…

Całe szczęście po naszej stronie, kiedy do akcji wkracza tajemnicy morderca w stylowym kombinezonie i krwiście czerwonych goglach narciarskich. Już pierwsza scena z udziałem przypadkowego podróżnika zapowiada nam, że gość nie patyczkuje się w swoim fachu, jakim jest zabijanie ludzi. Do pozbawienia życia pierwszej ofiary używa on bowiem spychacza! A później jest już tylko lepiej, a jak widzicie na powyższym obrazku, film spełnia obietnicę postawioną już w swoim oryginalnym tytule. To się nazywa wykorzystanie pory roku w sposób kreatywny.

Czy warto tylko dla tego poświęcić czas na obejrzenie Na śniegu, czy nie wystarczy tylko sklejka najlepszych scen znaleziona na YouTube? Moim zdaniem nie, bo film ten ma w sobie coś totalnie rzadkiego – specyficzny klimat. I wiem, każdy slasher ma jakiś swój vibe, jednak wystarczy zamienić ciepłe, zielone plenery na skute śniegiem oraz lodem bezdroża, piaszczysty brzeg jeziora na dziki stok, a wszystko nabiera zupełnie nowych kolorów. Mimo że chodzi w nim o to samo, co zawsze – narkotyki, seks i krew – to ogląda się go jakoś tak świeżo.

Rozumiem jednak, że pomimo tych wszystkich pomysłowych, całkiem efekciarskich i momentami szalonych scen mordów, Na śniegu nie ma do zaoferowania nic, poza tym wspominanym, wyjątkowym w mojej opinii klimatem. To jednak wciąż tylko głupi, sztampowy do bólu w swej konstrukcji i nudnawy slasher, który w oczach kogoś innego niż koneser będzie uznawany za kino najgorszego sortu. Wiecie jednak, że jestem dość wyrozumiały, jeśli chodzi o ten nurt i potrafię mu wiele wybaczyć. A dzieło to jest wyjątkowe i już za to należy mu się jakaś uwaga.

Oryginalny tytuł: Iced

Produkcja: USA, 1988

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *