Wróg (2023)

Z całego nurtu science-fiction najbardziej lubię te dzieła, które nie zalewają mnie salową laserowych pocisków i dźwięczą mi w uszach rykiem kosmicznych silników, a raczej stawiają na koncept lustrujący nasz humanizm poprzez technologiczną innowację. Dlatego też na Wroga, znanego bardziej pod swym oryginalnym tytułem Foe, czekałem od pierwszych zapowiedzi, kładąc w ciemno zaufanie dla jego twórcy, Gartha Davisa.

Omawiany tutaj film co prawda zawiera w sobie kosmiczne podróże, startujące pionowo statki i motyw futurystycznej bioinżynierii, ale swoją przyziemność przedstawia nam już w punkcie wyjściowym. Ziemia umiera, globalne ocieplenie coraz bardziej daje się we znaki przeludniającemu się społeczeństwu, a ludzie z nadzieją patrzą na kolonizację kolejnych planet, które można drenować z zasobów. Davis jest świadomy kondycji naszej rzeczywistości, więc z gracją przemyca ją na swój film.

Pośrodku umierającego świata niedalekiej przyszłości znajduje się para naszych bohaterów, małżeństwo Junior (Paul Mescal) i Henrietta (Saoirse Ronan). W noc, gdy poznajemy tę dwójkę, ze snu wyrywa ich pukanie do drzwi stojącego pośrodku suchej prerii domostwa. Niejaki Terrance (Aaron Pierre), który przedstawia się jako delegat Outermore Corporation – firmy zarządzającej stacją satelitarną, na którą wysyłani są kolejni ludzie – przedstawia małżeństwu propozycję nie do odrzucenia.

Najlepiej siąść do Wroga nie wiedząc kompletnie nic, bo to jeden z tych filmów, w którym nieświadomość jest naszym najlepszym przyjacielem. Ja powiem szczerze, że mając przyjemność oglądania właśnie w błogiej niewiedzy, odebrałem go na wielu poziomach o wiele bardziej dosadnie, niż jakbym robił to ze świadomością choćby faktu, w jakie nuty uderza opowiedziana tutaj historia. Więc jeśli już teraz czujecie się odpowiednio zachęceni, to nie czytajcie dalej i po prostu idźcie oglądać. Wszystko, co napiszę poniżej, może zepsuć Wam pełne doświadczenie!

Przez większą część filmu nie mamy jednak do czynienia ze standardowym science-fiction, a sam film przypomina raczej minimalistyczny dramat dwójki kochających się, ale ewidentnie uprzedzonych do siebie z początku ludzi. Obserwujemy ich codzienność w pochłanianym przez piekło globalnego ocieplenia świecie, coraz to śmielsze czułości i namiętności. To w pewnym sensie obraz ludzi, którzy mimo wspólnej historii, poznają się na nowo. Wszystkie te chwile przerywane są przez wizyty Terrance’a, który wydaje się wchodzić w coraz to śmielszą relację z Henriettą.

Dlatego też wątki futurystyczne, a w zasadzie te opierają się tylko na kolonizacji kosmosu i zastępowaniu ludzi ich klonami, stanowią tutaj dalszy plan. Reżyser skupia się na ludziach, na ich pragnieniach, konfliktach prywatnych interesów i transcendentnym pojmowaniu tego, jak definiować możemy w ogóle samego siebie. Foe do każdego z podejmowanych przez siebie tematów podchodzi z szacunkiem, bez niepotrzebnej egzaltacji i dawkując je na tyle odpowiednio, że widz nie czuje się ani przez moment traktowany jak głupek. I może dla tych bardziej obeznanych w gatunku będzie to historia trąca pretensją i z widocznymi problemami w konstrukcji scenariusza, tak ja absolutnie się w niej zakochałem.

Bo Foe może nie rezonuje z moimi osobistymi przeżyciami, tak potrafiło zaangażować moje emocje na tyle, że w ostatnim akcie powstrzymałem łzę w oku. Ale wiecie, mi totalnie miękną nogi, gdy widzę ładnych ludzi – a Saoirse Ronan i Paul Mescal są najpiękniejsi – w ładnych kadrach mówiących nawet najbardziej deklamacyjne teksty. To jest właśnie takie kino, dopieszczone w detalu i w szerszym ujęciu, łączące w sobie delikatność Aftersun (2022) i misyjność Interstellar (2014). Tyle że ja widzę tutaj więcej serca tego pierwszego tytułu, niż pompatycznej potrzeby mówienia nam o rzeczach oczywistych w wykonaniu Nolana.

Mówcie, co chcecie, że płytkie, że moralnie wątpliwe, ale ja nie mogę powiedzieć inaczej, niż „”Foe” to najlepszy film science-fiction, jaki widziałem od dawna„. A może moja w tym wina, że nie widziałem ich za wiele? Mimo wszystko wciąż będę bronił dzieła Davisa całą swoją tuszą, bo dało mi ono to, co przed laty czułem, oglądając Rover (2014) David Michôd z wybitną rolą Roberta Pattinsona, przytłaczającą wizję niedalekiej przyszłości, gdzie wciąż przecież istnieje miejsce na najpiękniejsze ludzkie emocje. I to jest chyba ważne w kinie tego nurtu, dawanie nadziei mimo wszystkich tych okropności, które sami sobie prognozujemy.

Oryginalny tytuł: Foe

Produkcja: USA/Wielka Brytania/Australia, 2023

Dystrybucja w Polsce: primevideo.com

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *