Biała odwaga (2024)

Jako góral, nie z Podhala, ale Beskidu Żywieckiego, świadomy jestem trudnej moralnie historii tych regionów podczas II Wojny Światowej. Już przed ogłoszeniem prac nad powstaniem filmu Biała odwaga nieobce mi były takie terminy jak choćby goralenvolk. Tyle tylko, że nie znałem skali całego precedensu, jaki miał miejsce w Zakopanem i jego okolicach, o czym przypomniały mi skutecznie wszystkie historyczne kanały podgrzewające temat przed premierą. I super, o takich właśnie rzeczach powinno się mówić!

Jednak czy omawiany tutaj film można brać za dzieło historyczne? No tutaj bym już nie potrafił udzielić odpowiedzi w pełni pozytywnej. Choć z drugiej strony Biała odwaga najlepiej wypada tam, gdzie nie angażuje się w kronikarskie odhaczanie kolejnych, ważnych dla regionu tamtych lat wydarzeń. Jest to niestety widoczne podczas seansu, bo historia zostaje oddzielona grubą kreską pomiędzy fantastyczną pierwszą i bardzo chaotyczną, nieco słabszą drugą połową.

Z tego, co czytałem, film miał być pierwotnie skupiony wokół tematyki góralskiej i taterniczej, cały wątek II Wojny Światowej doszedł dopiero później. Punktem wyjścia jest historia Jędrka Zawrata (Filip Pławiak), młodego górala i pasjonata ekstremalnych wspinaczek. Zakochany jest on z wzajemnością w Bronce (Sandra Drzymalska), której ręka na skutek dogadania się starszych rodu ląduje u starszego z braci Zawratów, Macieju (Julian Świeżewski). Aranżowane małżeństwo staje się kością niezgody, prowadząc do prawdziwej, rodzinnej tragedii.

Wiem, że może to trochę wykluczać ostatnie zdanie pierwszego akapitu, bo o udziale narodu polskiego w zbrodniach II Wojny mówić należy, tak ten film najlepiej ogląda się wtedy, kiedy jest on fikcyjnym romansem osadzonym w trudnym okresie. Postacie są pełnokrwiste, ich motywy odpowiednio uzasadnione, a całość koncentruje się na wątku romantyczno-braterskim do tego stopnia, że w pewnym momencie zapomniałem, że w tej produkcji będą przecież naziści. Góralskie wesele, wspinaczka, rodzinne spiny i konflikty, to najmocniejsza z punktu widzenia narracji strona Białej odwagi. 

Kiedy na Tatry pada widmo nazizmu, film diametralnie zmienia tempo. Robi to do tego stopnia, że oglądając go, miałem wrażenie, jakbym po raz kolejny widział jego zwiastun! Naprawdę, większość scen i wątków zostaje potraktowana tak, że opisują je ze dwa, trzy ujęcia i lecimy dalej. Wyjazd goralenvolk na trening przed Frontem Wschodnim, eksterminacja ludności cywilnej, wyzwolenie kraju przez Armię Czerwoną czy uspołecznienie ośrodków wypoczynkowych w Zakopanem, stają się tutaj tylko informacyjnymi planszami na mozaice, próbujące skondensować nam wydarzenia do kompleksowej ściągi na kartkówce.

Cierpi na tym nie tylko zarysowana w pierwszej połowie historia, ale również aktorzy. Na pierwszy plan wychodzi, bądź co bądź, fenomenalny Pławiak, jednak szkoda mi najbardziej Świeżewskiego, który swoją rolą Macieja kupił mnie totalnie. Może w zapowiadanym serialu na podstawie niewykorzystanych materiałów z filmu historia ta dostanie drugie, bardziej kompleksowe życie. Jeśli chodzi o Sandrę Drzymalską, to jest to wręcz przykre, że jedyna znacząca cokolwiek kobieta w tej historii zostaje zepchnięta na czwarty plan. No cóż, rola kobiety w rodzimym kinie, jak widać, dopiero szuka sobie odpowiedniej ścieżki.

Najmocniej jednak liczyłem na to, że to góry olśnią mnie swym majestatem podczas wizyty w kinie. I całe szczęście to się udało! Tatry w obiektywie Marcina Koszałki wydają się groźne, drapieżne i nieprzeniknione. Jako osoba, która trochę po nich chodziła i nawet gdzieś tam się wspinała, wiem, że dzisiejsze Tatry to bardziej szalki spacerowe tłoczne niczym galeria w niedzielę handlową. Tutaj są one ciche, monumentalnym obserwatorem wszystkich zdarzeń, górującym nad bohaterami, będąc ich miejscami narodzin i grobowcami. Aż chce się rzucić wszystko i pojechać na Podhale.

Zadajmy jednak kardynalne pytanie, czy Biała Odwaga jest filmem kontrowersyjnym? No nie! Myślę, że można w bardziej dosadny sposób ukazać zbrodnie Polaków podczas II Wojny Światowej, co zapewne skutecznie zburzyłoby fałszywy mit bycia wieczną ofiarą. Tyle że Koszałka nie miał widocznie takiej intencji, a jego film stoi w rozkroku między opowiedzeniem zakazanej historii a byciem odważną przypominajką, że również na naszych kartach są czarne plamy. Szkoda, że nie są one tak czarne, jak Staw Gąsienicowy (heh). Mimo wszystko, obecność w kinie powinna być obowiązkowa, takich filmów zwyczajnie się nie przegapia.

Oryginalny tytuł: Biała odwaga

Produkcja: Polska, 2024

Dystrybucja w Polsce: monolith.pl

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *