Atak potwornych krabów (1957)

Na wiele z nakręconych w pierwszej połowie XX wieku filmów grozy słusznie dziś spoglądamy przez pryzmat ironii. Definicja horroru jest bowiem dużo szersza aniżeli tylko „straszny film”, dlatego też fantazję twórców amerykańskiego kina epoki atomowej charakteryzuje wszechobecny kicz. Bo tak jak teraz, czy wtedy ktokolwiek mógł bać się zrobionych z papier mâché gigantycznych skorupiaków?

Wyreżyserowany przez niekwestionowanego „Króla Kina Klasy B”, kultowego Rogera Cormana, Atak potwornych krabów to film, który idealnie wpisuje się w czasy, gdy na wielkich ekranach rządziły napromieniowane zwierzęta. I jak na początki reżyserskiej kariery – ta trwała zaledwie dwa lata, choć był to jego jedenasty film (!) – efekty są co najmniej interesujące.

W zasadzie cały film można zawrzeć w jego jakże chwytliwym tytule. Pretekstowa fabułka rzuca grupę ludzi na odludną wyspę, gdzie będą zmuszeni stanąć do walki na śmierć i życie z kolonią gigantycznych, inteligentnych krabów. Oczywiście owe bestie są pokłosiem testów atomowych, jakich amerykańskie wojsko dokonywało na pacyficznym atolu.

O tym, że Corman nie ma zamiaru się z nami cackać, stanowi już sam początek, w którym na pierwszy plan wypełza wielki dziesięcionogów. Jeśli chodzi o wykonanie monstrum, to przez wiele kolejnych lat stanowił on obiekt kpin. Najbardziej dziwi i jednocześnie niepokoi fakt, że twórcy zdecydowali się dać potworom ludzkie oczy! W dodatku ich źrenice przypominają spojrzenie kogoś, kto dłuższy czas przebywa w narkotykowym cugu.

Jednak to tytułowe stworzenia pozostają tutaj prawdziwymi gwiazdami. Reszta obsady stanowi pocieszne już stereotypy takie jak chciwi naukowcy czy laski w opałach. Tak naprawdę aktorsko wybija się tylko weteran kina spod znaku Zimnej Wojny Russell Johnson. Co prawda rodzi się też jakiś trójkąt miłosny między bohaterami, ale nie ma on żadnego rozwinięcia. I dobrze.

Zdecydowanie lepiej słucha się wyjącego w konwulsjach kraba aniżeli pretensjonalnych, pociesznych dialogów. Bo tak naprawdę oprócz garści dydaktycznych przemyśleń na temat skutków użycia broni atomowej, nasi bohaterowie nie mają nic ciekawego do powiedzenia. Ale z drugiej strony, czy film o takim tytule stać miał rozbudowanymi konwersacjami?

Pędząc na złamanie karku przez pretekstowy scenariusz, Atak potwornych krabów to w zasadzie sklejka ukazująca różne ataki zmutowanych poczwar na ludzi. I jest to ze strony Cormana posunięcie wręcz wzorowe, bo widz nie ma tak naprawdę szans wyłapać tego, co w filmie nie zagrało! Po prostu oddajemy się tej nieskrępowanej frajdzie, która emanuje kampową głupotą charakteryzującą całą masę mu podobnych filmów.

Finalnie mamy do czynienia z filmem niezaprzeczalnie głupim, tanim i nastawionym na szybki zysk – Atak był częstym gościem tzw. double feature. W ciągu zaledwie 63 minut zostaje nam wyłożone wszystko, co charakterystyczne było nie tylko dla całego nurtu, ale i stylu pracy Rogera Cormana. Dlatego też nie widzę żadnego powodu, by nie poświęcić mu tej godzinki czasu i nie dać się ponieść temu, czym kino klasy B stoi.

Oryginalny tytuł: Attack of the Crab Monsters

Produkcja: USA, 1957

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *