Skowyt (1981)

Rok 1981 był wyjątkowo udany dla maglowanej w popkulturze kreatury, jaką jest wilkołak. Właśnie wtedy światło księżyca ujrzały takie filmy jak fantastyczny Amerykański wilkołak w Londynie, trochę zapomniane już Wolfen i omawiany tutaj Skowyt w reżyserii Joe Dante. Tylko ten ostatni jednak doczekał się całej serii kontynuacji, z których najnowsza miała premierę w 2011 roku.

Trudno jest mówić o Skowycie bez porównywania go do Amerykańskiego wilkołaka w Londynie. Oba filmy uważane są dzisiaj za klasyki i zgarnęły całą masę pochwał za naprawdę wspaniałe efekty specjalne. Spec od charakteryzacji Rick Barker miał nawet pracować przy Skowycie, zanim wskoczył na pokład Amerykańskiego wilkołaka. Nie zostawił jednak Dantego samego, zostawiając na planie swojego asystenta Roba Bottina.

Dlatego też oba filmy do dziś mogą zjeżyć włosy swoimi genialnie zaaranżowanymi i wykonanymi scenami transformacji człowieka w wilka. I choć obie doskonale uchwyciły fizyczny ból metamorfozy, zdecydowanie różnią się od siebie, stanowiąc dwa różne spojrzenia na ten sam temat. Po roku 81. filmy o tematyce likantropii stały się bardziej progresywne i zaczęły dotykać o wiele poważniejsze tematy jak seksualność czy drzemiące w człowieku zwierzęce instynkty.

Historia skupiona jest na osobistej traumie dziennikarki Karen (Dee Wallace), która pod wpływem swojego osobistego psychiatry trafia do umiejscowionej na odludziu… komuny wilkołaków. Jednak przeszłość w postaci seryjnego mordercy odnajdzie ją nawet tutaj, więc kobieta będzie zmuszona do walki z przebiegłym przeciwnikiem.

Na pierwszy rzut oka Karen nie jest typową bohaterką filmu grozy. Cały czas trzyma się ustanowionych przez siebie zasad, mimo że całe otoczenie wystawia ją na śmiertelnie niebezpieczną próbę. Niechętnie zgadza się z zaleceniami swojego psychiatry, doktora Waggnera (Patrick Macnee), mimo że nieświadoma jest jego niecnych zamiarów. Również jej mąż Bill (Christopher Stone) to dupek, który gdy tylko nadarza się okazja, robi skok w bok. Tak naprawdę jedynym sojusznikiem Karen staje się jej najlepsza przyjaciółka Terri (Belinda Balaski). Ta przyjaźń nadaje produkcji mocny, feministyczny pierwiastek, gdyż wszystkie postacie męskie, którym bohaterka mogła zaufać, zawodzą ją.

Skowyt jest sztandarowym przedstawicielem „monster-movie” lat 80. Co prawda film praktycznie pozbawiony jest poczucia humoru, nie licząc fantastycznego finału, który stanowi trafną satyrę narzucanych nam przez środki masowego przekazu treści. Podobno w pierwszych przymiarkach, film miał być o wiele bardziej ironiczny. Jednak kiedy Dante zaangażował do przepisania scenariusza Johna Saylesa, cały ten koncept poszedł do kosza.

Jak już wcześniej wspomniałem, to co zapisało się w pamięci widzów na długie lata, są praktyczne efekty specjalne wykorzystane w filmie. W momencie kręcenia, były to prawdopodobnie najnowocześniejsze techniki, łączące animację poklatkową i lalkarstwo, jakie wykorzystano w przemyśle filmowym! Scena transformacji w wilkołaka musiała być wówczas niemałym szokiem, a poziom makabry przez nią oferowany robi robotę nawet dziś.

Zdecydowanie można powiedzieć, że Skowyt był obrazem przełomowym dla całego gatunku. Innowacyjne efekty specjalne i przesuwające się granicę tego, o czym możemy mówić, sprawiły, że wokół filmu panuje naprawdę intensywna, wyjątkowa atmosfera. Dodajmy do tego niezwykle klimatyczne zdjęcia (zwłaszcza nocne) oraz muzykę autorstwa Pino Donaggio a otrzymamy kinematograficzną legendę.

Oryginalny tytuł: The Hwoling

Produkcja: USA, 1981

Dystrybucja w Polsce: BRAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *