Let It Snow (2020)

Jako zapalony snowboardzista i fan wszelakiej maści horrorów, zawsze z wypiekami na twarzy czekam, aż te dwie podnoszące poziom adrenaliny dyscypliny mają szansę się spotkać. A taka konfiguracja zdarza się nieczęsto, bo oprócz norweskiego Hotelu zła (2006) i amerykańskiego Frozen (2010) nie mieliśmy tak naprawdę horroru, który za punkt wyjścia wziąłby sobie jazdę na parapecie. Był jeszcze Shredder (2001), ale to już raczej tytuł dla wyjadaczy.

Wyreżyserowany przez Stanislava Kapralova Let It Snow koncentruje się na Mii (Ivanna Sakhno) i Maxie (Alex Hafner), parze entuzjastów jazdy na snowboardzie spędzającej weekend pośród zaśnieżonych szczytów Gruzji. Jak to w kinie grozy już się utarło, nasi bohaterowie ignorują wszelkie ostrzeżenia dotyczące pewnej grani, którą próbują zdobyć. Wkrótce przekonają się, że zagrożenie lawinowe jest najmniejszym z ich problemów, gdyż w okolicy pojawia się zmotoryzowany morderca, polujący na snowboardzistów.

Let It Snow historię poznajemy klasycznie, od tragicznej retrospekcji. Schemat odpokutowania za grzechy przeszłości pojawia się w slasherach praktycznie od początku, więc już w prologu średnio rozgarnięty widz ma szansę połapać się, o czym będzie reszta filmu. W przeciwieństwie jednak do wielu mu podobnych produkcja ta nie rzuca w nas na każdym kroku truchłem zamordowanego nastolatka. Nacisk położony został raczej na kameralną walkę w niedogodnych warunkach.

To, z czego twórcy wyszli obronną ręką, jest na pewno niemarnowanie czasu na zbędne wprowadzenie. Zanim Miia i Maxie wylecą w końcu helikopterem, by zaatakować szczyt, spędzą w pobliskim schronisku niecałe 20 minut. Tam atak ujeżdżającego skuter śnieżny psychopaty nastąpi praktycznie od razu, zmuszając naszą bohaterkę do wykazania się umiejętnością jazdy na desce w ucieczce przed wywołaną wybuchem lawiną.

Ale nawet jeśli pozostały czas filmu spędzimy na walce o życie, Let It Snow zwyczajnie nie dostarcza żadnej rozrywki, nie mówiąc już o napięciu czy strachu. Produkcja ta wlecze się powoli do mety, a zabójca ma tendencję do znikania z filmu na dłuższy czas. Wszystkie momenty, które zwiastują podniesienie ciśnienia u widowni, przerywane są momentalnie na rzecz nudnych, nikomu niepotrzebnych wstawek pełzającej po śniegu bohaterki.

Prawie wszystko w filmie jest zaledwie muśnięte, od relacji pary głównych postaci, po mordercze intencje stojące za antagonistą. Co prawda mamy tutaj kilka na siłę wepchniętych retrospekcji, które mają nam nadbudować trochę emocjonalnie film, jednak nawet one nie sprawią, że uwierzymy w jakąkolwiek chemię między bohaterami. Nawet jazda po „oślej łączce” jest bardziej ekscytująca, niż seans Let It Snow.

Oryginalny tytuł: Let It Snow

Produkcja: Gruzja/Ukraina, 2020

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *