Na rauszu (2020)

Oh alkohol, katalizator wielu moich wspaniałych uniesień, jak i prowodyr upadku praktycznie na samo dno. Należę do zapewne tej dużej grupy osób, dla których zabawa praktycznie zawsze równa się picie alkoholu – bądź też przyjmowanie innych zmieniaczy świadomości. Dlatego też w sercu gdzieś ucieszyłem się, że film skupiony właśnie na chlaniu dostał prestiżową (heh) statuetkę Oscara w najważniejszej dla siebie kategorii.

Było trochę obaw, że Na rauszu pójdzie śladem kina Wojtka Smarzowskiego i pokaże zespołowe spożywanie alkoholu jako patologiczną chorobę upadlającą człowieka jak nic innego. Bałem się, że będzie to sztampowa historia o tym, jak wódka potrafi obrócić w pogorzelisko całe nasze życie, a ci, którzy ją piją, to żyjący poza nawiasem „menele” rodem z popularnych kiedyś filmików Youtubera o ksywce Norbi.

Na całe szczęście bohaterowie Na rauszu to nie historia spod sklepu, a życiówka czwórki nauczycieli z liceum w Kopenhadze, którzy postanawiają pod przykrywką obserwacji uczestniczącej wprowadzić do swojego życia „element magiczny”. Chodzi oczywiście o tytułowe bycie na rauszu, które dla głównego bohatera granego przez Madsa Mikkelsena ma być antidotum na mało ciekawe życie rodzinne i  problemy z przygotowaniem swojej klasy do matury.

Utrzymując we krwi satysfakcjonujący poziom promili, mężczyźni odkrywają, że życie od razu staje się lepsze! Są bardziej otwarci, odważni, a nuta spontaniczności pomaga w odbudowie relacji ze swoimi partnerkami. Zakręcony eksperyment zdaje się przynosić same korzyści, choć jak dobrze wiadomo, zabawa z alkoholem na dłuższą metę może prowadzić do uzależnienia…

Ale co tam! Nie chcę psuć musicalowego finału Na rauszu zbędnymi spoilerami, ale cholera, dla mnie ten film to wręcz laurka dla butelki zimnej i gęstej (jak wiadomo co) wódeczki. Naprawdę, produkcja ta nie nadaje się zbytnio do puszczania na lekcjach wychowania w rodzinie w jakiś konserwatywnych szkołach. I cholera, tak bardzo mi się to podoba, bo przecież wystarczy odrobina zdrowego rozsądku, by z alkoholem żyć w zdrowej korelacji.

Nawet sam wstęp, w którym widzimy uczniowski rytuał polegający na bieganie ze skrzynką piwa wokół stawu i wymiotowaniu na punkt zobrazowany jest tutaj tak, że przypomina on naprawdę fajną zabawę! Ogólnie wiele jest tutaj scen, które przypominać mogą kumpelską komedię o beztroskim imprezowaniu. Śmieszne jest również to, że mimo widocznych oznak bycia „lekko do przodu” przez naszych bohaterów, żaden uczeń ani grono pedagogiczne nie potrafi odkryć prawdy stojącej za ich wspaniałym humorem.

To mieszanie goryczy dnia codziennego z alkoholiczną euforią zapewne działało jak autoterapia dla samego reżysera, Thomasa Vinterberga, którego 19-letnia córka zginęła w wypadku tuż po rozpoczęciu zdjęć do filmu. Jednak jak już wspomniałem, wódka stanowi tutaj lek na wszelkie zło, co więcej, pomaga nawet niektórym uczniom w zdaniu matury!

I chyba nie będę się rozwodził nad tym, jak dobrze gra tutaj Mikkelsen, bo to przecież klasa sama w sobie. Mogę jedynie zachęcić Was do seansu Na rauszu, bo choć film w żadnym wypadku nie był dla mnie emocjonalnym kombajnem, to dałem się ponieść euforii wraz z bohaterami. To bez ściemy film, po którym mamy ochotę napić się zmrożonej wódeczki, popić ją piwem i tańczyć nad brzegiem morza tak, jak pierwszy raz od kilku dekad tańczył główny bohater w finale!

Oryginalny tytuł: Druk

Produkcja: Dania, 2021

Dystrybucja w Polsce: bestfilm.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *