Zgubiłam swoje ciało (2019)

Jeśli czytacie mnie od dłuższego czasu, to pewnie wiecie, że jestem miłośnikiem niekonwencjonalnego podejścia do opowiadania historii. Lubię, kiedy twórcy potrafią mówić o rzeczach na pozór błahych, codziennych, w sposób, który stanowi eksplozję wyobraźni. Taki właśnie jest film o niejednoznacznym tytule Zgubiłam swoje ciało z 2019 roku, nominowana do Oscara animacja francuskiego artysty Jérémiego Clapina.

Film podzielony jest tak naprawdę na dwa, z pozoru zupełnie niepasujące do siebie fragmenty. Pierwszy z nich to przyziemna historia o miłości, odkrywaniu samego siebie i pogodzeniu się z ogromną stratą. Głównym bohaterem jest tutaj Naoufel (Hakim Faris), rachitycznej postury dostawca pizzy, który stara się poradzić sobie w ogromnym mieście całkiem sam. Pewnego wieczora jego życie przecina się z Gabrielle (Victoire du Bois), dziewczyną, w której serce chce trafić nasz bohater.

Druga część filmu jest… dziwna i makabryczna. Obserwujemy w niej odciętą ludzką dłoń, która przemierza ulice Paryża w celu odnalezienia swojego właściciela. I jest to na swój sposób niepokojące, jak i fascynujące! Nigdy chyba przedtem nie było nam dane oglądania miejskiego survivalu w wykonaniu Rączki z Rodziny Adamsów, więc film Clapina w pewien sposób zaspokoją tę niepokojącą ciekawość. Oczywiście oba wątki w końcu znajdują swój finał, który scala je w jedno, nomen omen, ciało.

Dla wielu widzów to właśnie historia dłoni pełzającej przez ścieki i szyby wentylacyjne może okazać się bardziej atrakcyjna narracyjnie. To w niej znajdziemy jednakowo akcję, jakieś żywsze emocje oraz otaczającą wszystko aurę tajemnicy. Jest coś fascynującego w oglądaniu tego, jak rączka musi wydostać się z rwącej, zamarzniętej rzeki czy czmychnąć spod zębisk psa-przewodnika. Ale to również dość obrazowa metafora sensoryki, poznawania świata dosłownie dotykając go swoimi dłońmi. Widz może w pełnym skupieniu doświadczać na własnej skórze tego samego, co pięciopalczasty bohater na ekranie.

Jednak mnie osobiście zachwyciła również ta bardziej normalna część filmu. Uwielbiam takie nieśpieszne budowanie narracje, kiedy to razem z naszymi bohaterami snujemy się po mieście, żyjemy codzienną rutyną i dostrzegamy, jak mali jesteśmy wobec otaczającego nas świata. Znajdziemy tutaj zarówno rozdzierające serce retrospekcje, jak i dającą nadzieje na przyszłość teraźniejszość. Obie te linie czasowe mocno zakotwiczone są w muzyce, która niczym metronom wybija puls całego dzieła. To film przesiąknięty nadzieją, bo nawet z najmroczniejszej ścieżki, którą zdaje się podążać główny bohater, zawsze można zboczyć w stronę światła.

Pod względem czysto technicznym, Zgubiłam swoje ciało prezentuje się na mocną piątkę z plusem. Choć początkowo coś mi w tej hiperrealistycznym stylu animacji nie do końca grało, tak szybko się do niej przekonałem. Świetna tonacja kolorów bardzo wyraziście podkreśla samotność i wyobcowanie, zwłaszcza w takich sekwencjach, jak ta w metrze czy, moja ulubiona, na klatce schodowej. Myślę, że ludzie o naturze szperacza mogą zatrzymać film na dowolnej klatce i doszukiwać się poukrywanej w niej symboliki.

Cała ta dziwność płynąca z filmu potrafi naprawdę zachwycić i poczucie te utrzymuje się, przynajmniej w moim wypadku, przez znaczną część seansu. Niestety, im bliżej końca, tym Zgubiłam swoje ciało schodzi w coraz to bardziej pretensjonalne rejony. Znika gdzieś fantastyczny, odnoszący się do sensoryki motyw nagrywania przez głównego bohatera dźwięków otaczającego świata, zastąpiony dość manierycznym i niejasnym zakończeniem. Szczerze? Widziałbym inny finał tej historii.

Jeśli miałbym jakoś określić seans filmu Jérémiego Clapina, to nazwałbym go pewnym doświadczeniem. Przeżyciem, które nie tylko potrafi bardziej wyostrzyć naszą cielesną percepcję i postrzeganie świata poprzez biologiczne receptory, ale również dające nadzieje na to, że z każdego „zawieszenia” można znaleźć drogę do szczęścia. Czy jest to przypadkowo poznana osoba, czy wspomnienie gry na pianinie w dzieciństwie – tutaj już musimy przeprowadzić dialog sami ze sobą. No i jest to również pomysłowa animacja, odważna i na swój dziwny sposób bardzo nowatorska.

Oryginalny tytuł: J’ai perdu mon corps

Produkcja: Francja, 2019

Dystrybucja w Polsce: netflix.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *