Diabelska jazda (2023)

W 1974 roku Mario Bava kręci Cani arrabbiati, film, w którym bandyci biorą za zakładnika kierowcę samochodu osobowego, całą historię osądzając w jego wnętrzu. W pierwszej połowie lat 90. światło dziennie ujrzeli Urodzeni mordercy opowiadający o parze seryjnych psychopatów terroryzujących przydrożne knajpy. Mająca premierę w 2018 roku Mandy tchnęła drugie życie w aktorską karierę Nicolasa Cage’a, sprawiając, że na kolejne lata zapewnił sobie miejsce naczelnego świra Hollywood.

Przenieśmy się do roku 2023, kiedy to raczej mało znany twórca kina, Yuval Adler, postanowił wrzucić wszystkie te wymienione wyżej tytuły do jednego wora, dając nam Diabelską jazdę. Szybka check lista: mamy samochód będący centralnym miejscem akcji oraz zakładnika terroryzowanego przez diabelskiego (heh) Cage’a, który to raz po raz morduje napotkanych po drodze ludzi. Wszystko to zamknięte w przystępnym metrażu półtorej godziny oraz w estetyce, której bardzo blisko do wspomnianych Urodzonych morderców Olivera Stone’a.

Historia opowiedziana nam w filmie śledzi Kierowcę (Joel Kinnaman), który ma spotkać się ze swoją aktualnie rodzącą w pobliskim szpitalu żoną, kiedy Pasażer (Cage) wdziera się na tylne siedzenie i bierze Kierowcę jako zakładnika, każąc mu jechać gdzieś daleko. Ta osobliwa para rozpoczyna swoją podróż, która przeradza się w doświadczenie, którego finału chyba żaden z jej uczestników się nie spodziewał. Po drodze zostawiając kilka mniej lub bardziej przypadkowych trupów.

Pochwaliłem wyżej czas trwania filmu, bo osobiście uważam, że jak na historię dość ograniczoną przez miejsce akcji, nie powinno się jej rozwlekać do jakichś niebotycznych rozmiarów. Powiedziałbym nawet, że pomimo półtoragodzinnego metrażu, Diabelska jazda potrafi miejscami przynudzać. Zwłaszcza wtedy, kiedy zostajemy sam na sam z dwójką bohaterów i zmuszeni jesteśmy oglądać przeszarżowaną grę aktorską Cage’a. Bo ten oczywiście gra szczególnie mimiką, jednakowo sztywną i pełną nadekspresji. Dawało to radę w Mandy, tutaj nie robi już żadnego wrażenia.

Oczywiście sercem filmu jest pełen napięcia i dialogu pojedynek Cage’a z Kinnamanem, jednak w całej tej historii tkwi pewna tajemnica. Nie będę chamem i nie zdradzę Wam jej tutaj, ale powiem tylko, że ja czułem się nieco zawiedziony. Choć gdyby okazała się ona tym, o czym myślałem tak do połowy filmu, to chyba punktowałbym tutaj słabiej. Historia robi, co może, aby zachować swoje sekrety, a pasażer rzuca wskazówki, zamiast od razu ujawniać swoje prawdziwe intencje. Wszystko jednak prowadzi do finału, który nie ma mocy zaskoczenia, wręcz przeciwnie, wszystko przebiega zgodnie z oczekiwaniami, co może być rozczarowujące, biorąc pod uwagę długi czas, przez jaki film obiecuje nam to sensację.

Diabelska jazda również gra bezpiecznie swoimi dialogami, opierając się na powszechnych wyrażeniach, które brzmią niestety płasko, a ratują je tylko elektryczne występy Cage’a i Kinnamana. Kiedy film podnosi tematy żalu i traumy, podejście scenariusza do tak ważnych motywów opowiadanej opowieści jest tak nijakie, że do samych napisów końcowych wydaje się nam, że jest to film, który nie ma nic istotnego do powiedzenia. Szkoda, ponieważ zagłębienie się w psychikę głównych bohaterów mogło podnieść ten schematyczny thriller do rangi czegoś może nie wybitnego, ale co najmniej ciekawego i wyróżniającego się.

Jednak w jakiś sposób szanuję reżyserię Adlera, który w momentach największej nudy nie sili się na nic innego, jak tylko dać Nicolasowi Cage broń i do łapy i kazać mu strzelać do klientów rozświetlonej neonami knajpy. Zero w tym finezji, ale cholera, na swój chory sposób to działa. W zasadzie dwa momenty filmu potrafią naprawdę zbudować suspens, wspomniana sekwencja w restauracji i zatrzymanie przez gliniarza. Zawsze to lepiej kazać robić swoim bohaterom niewygodne dla wszystkich rzeczy, niż silić się na coś, co widocznie przerasta nasze kompetencje.

Dlatego też o Diabelskiej jeździe muszę mówić jako o filmie niestety nijakim. A słowa takie ranią mnie jeszcze bardziej, kiedy zdaje sobie sprawę, że jest to produkcja nakręcona solidnie, z ciekawym aktorstwem i ciekawym pomysłem wyjściowym. Ale skoro nawet twórcy nie starają się, aby to, co przeżywa którakolwiek z tych postaci, rezonowało jakoś na widza, to ja nie mam wewnętrznej potrzeby, aby komukolwiek polecić ten film. Lepiej zerknąć sobie na którykolwiek z wymienionych w pierwszym akapicie, taki konglomerat odważnych pomysłów rzadko skutkuje dobrym filmem.

Oryginalny tytuł: Sympathy for the Devil 

Produkcja: USA, 2023

Dystrybucja w Polsce: kinoswiat.pl

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *