Jakub Żulczyk jest dla mnie twórcą „urodzinowym”, czyli takim, którego książki idealnie nadają się na prezent, dla kogoś, komu nie wiemy za bardzo co kupić. Sam w życiu nie przeczytałem żadnej jego książki! Moja jedyna styczność z czymś, co wyszło spod ręki popularnego pisarza, to oczywiście seans serialu Ślepnąc od świateł (2018), który w moim środowisku przeszedł niejako do kanonu polskich produkcji popularnych.
Dlatego też na długo zapowiadaną Warszawiankę czekałem z jakimś tam entuzjazmem, choć produkcyjny bałagan, jaki spotkał ten projekt, nieco ostudził emocje. Bo przypomina, serial ten pierwotnie miał pojawić się na platformie HBO, jednak finalnie trafił na debiutujące nad Wisłą SkyShowTime. Czy HBO nie widziało potencjału w scenariuszu Żulczyka? Teraz, po łyknięciu wszystkich jedenastu odcinków takie teorie nachodzą moją głowę…
Na papierze Warszawianka brzmi jako coś, co zupełnie nie może ze mną rezonować. Oto historia uznanego, lecz działającego pod pseudonimem pisarza Franciszka Czułkowskiego, prywatnie rozwodnika z dorastającą córką i masą problemów na głowie. Włóczy się po stolicy, pijąc, ćpając i licząc na przygodne wycieczki do łóżka z atrakcyjnymi kobietami. Widziałem tylko kilka losowych odcinków Californication (2007-2014), ale cholera, rozumiem ludzi, którzy narzekają na odtwórczość.
Przez pierwsze dziewięć (z jedenastu!) odcinków to krążenie w kółko. Nasz bohater niczym w jakiejś depresyjnej sinusoidzie przeżywa chwile totalnego szczęścia oraz załamki. Sprytniejszy widz po dwóch odcinkach już rozpracuje algorytm, który napędza cały scenariusz, siadając do kolejnego odcinka z praktycznie stuprocentową wiedzą na temat, co się w nim wydarzy. Jest to zarówno nudne na poziomie opowiadanej historii, jak i frustrujące ze względu na to, jak pisane są postacie. Niestety Jakubie Żulczyk, napisałeś najmniej angażujący serial, jaki widziałem od lat!
Postacie zdają się tkwić w jakimś dziwnym zawieszeniu, na czele z Frankiem, w którego wciela się nieco autobiograficznie Borys Szyc. Ta kreacja w sumie podzieliła widownię na tych, którzy absolutnie zakochani są w Borysie, jak i tych, dla których jest to już przebrzmiałe nazwisko obsadzone w roli, w której wypada nieco karykaturalnie. Ja jestem gdzieś pośrodku, bo z jednej strony uważam, że Szyc w tej roli odnajduje się znakomicie, a z drugiej zaś myślę, że została ona napisana nieco pretensjonalnie i mało zniuansowanie. Wiecie, nie mam nic przeciwko takim historiom, bo to w kulturze popularnej już nieco wytarty schemat, jednak oglądanie tego samego w kółko potrafi zwyczajnie znudzić.
Na całe szczęście serial ma w sobie pewien magnes, który trzymał mnie cały czas przed ekranem. Jest po prostu stylowy! Może nie podzielam zachwytów na tym, że Warszawa jest w nim przedstawiona z jakimś namaszczanym wręcz wdziękiem, bo prezentuje się ona jak każde większe, Europejskie miasto, to cały artystyczny zamysł serialu mi po prostu podchodzi. Rozmyte krawędzie nie są niczym nowym, ale nadają całości pewien ryt snu, przez który wszystkie te mniej lub bardziej absurdalne elementy świata przedstawionego możemy brać w pewien nawias.
Warszawianka po prostu płynie, wzorem lubianego przeze mnie Idola (2023-), swe scenariuszowe braki nadrabia klimatem i charakterem. Możemy kręcić się w kółko z naszym bohaterem, możemy czerstwieć niczym chleb na słońcu, słuchając tych pseudofilozoficznych dialogów, ale nie sposób odmówić tego, że jeśli już damy się ponieść, to lecimy z nurtem Wisły rozbijającej się gdzieś pod mostem Łazienkowskim. I choć jestem osobą stroniącą od wielkomiejskiego zgiełku, to czułem się, jakbym siedział w tych pełnych hipsterów knajpach, włóczył nocą między kamienicami i leczył kaca piwem, patrząc na wschód słońca nad Jeziorkiem Czerniakowskim.
Nie zmienia to jednak faktu, że Warszawianka to wydmuszka. Ładny obrazek, ładni ludzie zamknięci w designerskich wnętrzach, którym niestety brakuje historii i charakteru. A chyba od kina czy serialu w zamyśle dramatycznego oczekujemy czegoś więcej niż tylko odtwórstwa. A Żulczyk nie wymyślił nic nowego, obraca się pomiędzy znanymi tropami z gracją słonia zamkniętego w składzie porcelany, który co rusz uważa, by nie zbić jakiejś ładnej filiżanki. Brak odwagi grzebie ten projekt w miernocie, bo przecież rzucanie „kurwami”, picie, ćpanie i seks to coś, czego w rodzimych produkcjach mamy na pęczki. No nie udało się, jeśli chcecie popatrzeć na ładne obrazki, to mniej czasochłonne będzie po prostu odpalenie Tumblera.
Oryginalny tytuł: Warszawianka
Produkcja: Polska, 2023
Dystrybucja w Polsce: skyshowtime.com
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.