Bobrek – dzielnica Bytomia, labirynt odrapanych familoków i zawalonych rupieciami podwórek. Obraz niczym postapokaliptycznego filmu o nuklearnej zagładzie. Pośród tego wiecznie szaroburego krajobrazu stoi on, usytuowany w dawnym budynku popularnej sieci dyskontów lombard. Miejsce handlu, wymiany, a także spotkań towarzyskich, robiące nawet za lokalny dom kultury.
To właśnie ten obiekt jest miejscem centralnym filmu dokumentalnego Łukasza Kowalskiego, który portretuje zarówno miejsce, jak i znajdujące się w nim postacie. A wszystkie one w rozpaczliwym zrywie próbują utrzymać przy życiu ten ostatni, kapitalistyczny przysiółek pośrodku metaforycznej ziemi spalonej gospodarczym kryzysem. A jego powidokiem jest zamknięcie lokalnej kopalni.
W zasadzie mając takie miejsce i takich ludzi, postawienie przed nimi kamery oraz surowa obserwacja relacji między nimi to samograj. Bo nie ujmując nikomu nic, bohaterowie Lombardu to, nie potrafię nazwać ich inaczej, patologia. Jak nazwać młodą matkę, która ma zakaz widywania się z własnym, przebywającym aktualnie w placówce wychowawczej dzieckiem oraz młodego, łysego chłopaka z zawiasami? Daleki jestem od kategoryzowania ludzi, ale wychowany w raczej normalnym domu, mam zupełnie inne wzorce.
Jednak ja widzę tych ludzi jako oczywiste ofiary kapitalizmu, wykluczone z wolnego rynku poprzez swój kapitał kulturowy, wykształcenie czy nawet aparycję. To ludzie pozostawieni sami sobie, zdani na łaskę prowincjonalnych „prywaciarzy”, którzy zawsze dokładają do nierentownego biznesu, mamiąc swoich pracowników wiecznym zapewnianiem „będzie lepiej”. I tak się toczy to smutne życie, pośród staromodnych mebli, glinianych naczyń z emblematami kopalni, dewocjonaliów i stosów rozpadających się w dłoniach książek.
A właśnie głównymi bohaterami jest tutaj nasza dwójka, para z kapitalistycznego piekła, szefostwo tytułowego przybytku. Ona w różowych tipsach i obleczona w grube, puchate futra, on wiecznie wygadany, z papierosem w ręku i szaliczkiem na szyi. Oglądając film wraz z moimi rodzicami z ust mojej matki padło hasło: „Oglądając ich na ekranie, normalnie czuje, jak od nich śmierdzi”. W sumie to ludzie pracy więc nic dziwnego, że przypocą się tu i tam. Dodajmy do tego zapach starego futra, tanich perfum i dymu papierosa a otrzymamy pełne spektrum imersji.
Wszyscy oni tworzą specyficzny obraz, łączący w sobie zarówno wiele groteski, absurdu, jak i brudnego realizmu oraz smutnej prawdy o nas samych. Bo nawet jeśli czujemy się osobami z wyższym kapitałem niż bohaterowie Lombardu, wszyscy żyjemy w okowach kapitalistycznego pędu za pieniądzem. I to jest smutna prawda, jaka płynie z dokumentu Kowalskiego. Ciągłe pytania o wypłatę, narzekanie na ceny i myślenie w kategorii „na co mnie stać” przytłacza, ale pomiędzy tym wyrastają relacje, miłostki i uczucia. Bo oprócz trybików w konsumpcyjnej machinie, wciąż jesteśmy ludźmi.
Oczywiście o wyjątkowości Lombardu świadczy również to, jak fenomenalnie on wygląda. Każdy kadr jest pieczołowicie przygotowany i odpowiednio przemyślany. Każdy dział lombardu stanowi zupełnie autonomiczne tło, od kolorowych drobiazgów pokroju porcelanowych Maryjek, przez zakurzone książki i płyty DVD, na cmentarzysku zimnych, bladych ubikacji, rezerwuarów i umywalek. Absoultnie jestem zakochany w tym, jak twórca na czele z operatorami potrafii uchwycić ten lekko nostalgiczny, wręcz magiczny klimat czegoś, co jedną nogą stoi jeszcze mocno w końcówce poprzedniego stulecia.
Lombard to autentycznie jeden z najlepszych filmów dokumentalnych, jakie powstały w tym kraju. Z jednej strony zachwycający wizualnie, z drugiej dołujący swym ponurym krajobrazem. Zarówno rozbawiający absurdem swoich postaci, jak i dający do myślenia nad losem wszystkich uwikłanych w kapitalistyczne tryby. Ale pomijając ten dualizm, jest to po prostu kawał dobrze zrealizowanego kina, podczas którego seansu totalnie zapomnieć można, że napisało go samo życie.
Oryginalny tytuł: Lombard
Produkcja: Polska, 2022
Dystrybucja w Polsce: canalplus.com
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.