Priscilla (2023)

Idąc na Priscillę nie miałem żadnych oczekiwań, prócz tego, że film ten wygląda jak wydłużony teledysk Lany Del Rey. Nie znałem historii głównej bohaterki, a o jej małżonku wiedziałem tylko tyle, że jest on ikoną białego rocka. Praktycznie przed seansem rzuciłem okiem na oceny rodzimej widowni i zdziwiłem się, jak bardzo tytuł ten nie przypadł jej do gustu. Ja jednak zawsze lubię eksplorować te miejsca, na których inni postawili krzyżyk, choćby dla własnego doświadczenia.

Okazało się, że wchodząc między wrony, nie warto krakać jak i ony, bo Priscilla jest naprawdę interesującym kinem, które nie boi się obedrzeć z bieli ikonę popkultury. Sofia Coppola nakręciła wręcz autentycznie trzymający w napięciu thriller wpisujący się w ważny dzisiaj dyskurs o roli osoby kobiecej we współczesnym społeczeństwie. Bo niedalekie są patriarchalne Stany Zjednoczone lat 60. względem współczesnej Polski, dlatego też można tak zła prasa wśród rodzimej publiki.

To jest historia Priscilli Beaulieu Presley, od momentu, kiedy poznała Elvisa w jego domu tuż przy amerykańskiej bazie wojskowej w Niemczech Zachodnich w 1959 roku, kiedy miała 14 lat. Widzimy, jak została zauroczona i wpadła prosto w orbitę popularnego piosenkarza. Ale co się dziwić, był czarujący, seksowny i sławny, a kiedy zobowiązał się kochać dziewczynę jak nikogo innego, ciężko jej było powiedzieć „nie”. Wielkie deklaracje, czułe gesty i poświęcenia to nierozłączne elementy dziecięcej, naiwnej miłości.

Po niedługim czasie Elvis przeniósł Priscillę do swojej wilii Graceland, gdzie ta była traktowana jak cenny przedmiot i otrzymała wszystko, czego chciała. Z wyjątkiem wolności podejmowania własnych decyzji, wybierania własnych ubrań, zabawy z psem na trawniku lub czegokolwiek innego. Dorastała praktycznie w niewoli, obserwując, jak Elvis odlatuje, by kręcić swoje filmy i mieć romanse ze swoimi koleżankami z planu. Ale tliła się w niej prawdziwa miłość, którą czuła, i nadzieja, którą pielęgnowała, że ich uczucie może przeobrazić się w coś ponad wszystkie te „czerwone flagi”.

Podoba mi się, jak Coppola płynie ze swoją narracją, pokazując wszystko chłodnym okiem kamery, nie oceniając i nie nadając nikomu wartości. Oczywiście, Elvis grany przez Jacoba Elordi to szwarccharakter, wytwór ówczesnego, białego patriarchatu, który nad swój pociąg do sławy przekłada tylko konserwatywny system społeczny. Z jednej strony Elordi gra tę samą rolę od czasów Euforii (2018-), z drugiej jednak jak nikt inny pasuje do apodyktycznej gwiazdy rocka z, wówczas jeszcze, kwadratową szczęką. To chodzący amalgamat najgorszych cech Ameryki, trwania przy toksycznej męskości, podskórnego rasizmu i seksizmu. Elvis w Priscilli to postać wręcz archetypiczna, jednak mocno zakorzeniona w prawdziwym świecie, budząca grozę i posiadająca władzę – tak, jak były prezydent USA Donald Trump.

Jako tytułowa Priscilla Cailee Spaeny ma ostre spojrzenie i twardego ducha, ale potrafi uczynić z nastoletniej wersji siebie typową, amerykańską dziewczynę swoich czasów, nieco dworską i do przesady przyzwoitą, choć z zamiłowaniem do przeżycia przygody. W końcu żyje w świecie już po tym, jak Elvis Presley uraczył go swoim magicznym głosem. Tutaj dochodzimy do poważnego, moralnego testu dla naszej wrażliwości, w końcu nasza bohaterka w chwili poznania króla rocka ma… 14 lat. Jest tylko trochę starsza od Julii w momencie, gdy ta poznała Romea. Na całe szczęście erotyka w filmie została przedstawiona z wyjątkową pruderyjnością, a sam Elvis dbał o to, by nie wprowadzać do tego świata niepełnoletniej dziewczyny. Ile w tym prawdy? Nie wiem, ale Coppola nie przekracza tej niebezpiecznej granicy.

Priscilla to przede wszystkim film lustrujący koszmar samotności, życia w złotej klatce z wiecznym poczuciem bycia w cieniu kogoś wielkiego. Elvis jawi się tutaj wręcz jako pająk, który z każdym gwałtownym ruchem coraz mocniej usidla swoją ofiarę w jedwabistej sieci. W sumie jedwab to trafne określenie dla plastycznej faktury filmu, bo ten mimo całej tej przytłaczającej atmosfery, pozostaje niezwykle zmysłowym i efemerycznym doświadczeniem. By nie wchodzić w szczegóły fabuły, powiem tylko, że jest tutaj fantastyczna scena, w której młoda Priscilla wraca do Niemiec z pobytu u swojego sławnego kochanka. Dziewczyna wychodzi z terminalu lotniska wciąż ubrana w nieskazitelnie białą, koronkową sukienkę, ale jej makijaż zdradza dłuższą chwilę załamania i łez. Ten kadr powinien trafić na Pinterest Lany Del Rey.

Zamiast czołobitnej laurki dla gwiazdy, jaką niewątpliwie był Elvis, Sofia Coppola nakręciła film z perspektywy ofiary jego przerośniętego ego. Nie wiem, jak bardzo jest to wierna adaptacja prawdziwych wydarzeń, ale mam to gdzieś, bo od samego początku dałem się ponieść tej fali i płynąć razem z nią z uśmiechem na buzi. Aż do skromnego, cichego zakończenia, które rozbija nasze serce siłą I Will Always Love You Dolly Parton. Jestem bardzo na tak i szczerze życzę sobie więcej takich filmów obdzierających pomniki z ich spiżowych powłok. A nawet jeśli to nie jest dla Was żadna wartość, to Priscilla jest po prostu filmem sycącym nasze percepcyjne potrzeby, oczu i uszu.

Oryginalny tytuł: Priscilla 

Produkcja: USA, 2023

Dystrybucja w Polsce: bestfilm.pl

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *