Edukacja jest ważna, zrozumienie jest ważne, mówienie o rzeczach dla przeciętnego człowieka trudnych też jest ważne. Dlatego sam fakt, że Netflix dał zielone światło na taki projekt w kraju, w którym rządzi partia zamknięta na wszelkie odstępstwa od będącej już mentalnym średniowieczem normy, zasługuje na poklask. To jakby nie było odważny ruch, elementarny dla edukacji i po prostu otwierający nas na to, co w bardziej cywilizowanych krajach stanowi społeczny standard.
Dobra, ideologiczny wstęp mamy już za sobą, w takim razie możemy przejść już do czysto filmowego doznania, jakim jest Fanfik. Produkcja nakręcona na podstawie książki o tym samym tytule wydanej jakiś czas temu nakładem Krytyku Politycznej okazuje się bowiem, jako produkcja kinowa oczywiście, bardzo bezpieczna! Jeśli zatem spodziewacie się czegoś, co z siłą tęczowego taranu roztrzaska w drzazgi Wasz konserwatywny świat, to niestety trafiliście pod zły adres.
Tosia (Alin Szewczyk) to 17-letnia alternatywka mieszkająca wraz z owdowiałym ojcem i chodząca do jednego z elitarnych liceów w stolicy. Spędza czas na spotkaniach ze znajomymi i terapii, która jednak nie przynosi żadnych porządnych przez Tosię efektów. Dlatego też w swych desperackich poszukiwaniach własnego ja sięga po tabletki łykane przez jej ojca. Jak już pewnie się domyślacie, Tosia staje się Tośkiem, transpłciowym chłopakiem, który w końcu przełamuje się i dumnie oznajmia wszystkim prawdę o sobie.
Fajnie, że rola główna obsadzona została przez prawdziwą, niebinarną osobę, bo to kolejny kij w szprychy zacietrzewionego społeczeństwa polskiego gotującego się w sosie własnej nienawiści. To ważny krok dla rodzimego kina i kolejny powód, by skierować aplauz w stronę Fanfiku. Szkoda tylko, że jest to ostatnia rzecz, którą z takim entuzjazmem jestem w stanie pochwalić, bo jak już wspomniałem, film Marty Karwowskiej jest już pod każdym innym względem dziełem tak zachowawczym, że aż popadającym w swoistą obsesję na punkcie unikania prowokacji.
W każdej praktycznie materii Fanfik zapatrzony jest w amerykańskie kino młodzieżowe, co ma zarówno swoje zalety, jak i oczywiste wady. Sama przemiana centralnej postaci jest… no ciężka do zrozumienia, bo pozbawiona jest praktycznie jakiegoś większego kontekstu. Tosia staje się Tośkiem w analogicznej linii, co Anakin Skywalker stał się Darthem Vaderem, ot tak. Oczywiście winą można obarczyć niejako metraż, który zamyka się w niecałej półtora godzinie i jest to ta historia, która lepiej zadziałałby jako serial. Z drugiej strony, czy chciałoby mi się przez kilka solidnych godzin śledzić coś, co w zasadzie widziałem już setki razy?
Rykoszetem metrażu obrywają także postacie poboczne, choć pisane głównie w oparciu o znane dla gatunku stereotypy, wypadają całkiem sympatycznie. Ignacy Liss w roli giga konserwatywnego Chada Maksa jest tak uroczo sztampowy, że aż chciałoby się oglądać go na ekranie więcej. Cholera, gość nosi nawet warkoczyki rodem z czarnych teledysków rapowych z przełomu wieków, by pokazać, że to on jest tutaj tym złym. Cała reszta, choć oczywiście aktorsko często kłuje nasze receptory, to równie absurdalnie stereotypowe figury, mogące zostać opisane najwyżej dwoma hasłami – kujonka, przebojowa dziewczyna, skryty gej, przebojowy gej, wredna dyrektora, wyrozumiała nauczycielka. Fanfik to jak posiłek w naszym spolszczonym McDonlands.
Mój największy zarzut jednak, powtórzę się, to brak odwagi twórczyni do pokazania miłości w nieco bardziej niestandardowej konfiguracji. Uważam, że ludzie mogą kochać, jak tylko chcą, więc historia dotykająca tak drażliwego dla wielu tematów koniec końców polega na tym, że dziewczyna identyfikująca się jako chłopak zakochuje się ze wzajemnością w homoseksualnym chłopaku. No wiem, że jest to wszystko tłumaczone wręcz w podręcznikowym wykładzie wygłoszonym przez jedną z bohaterek, ale i tak uważam, że to zwyczajny brak chęci spoliczkowania konserwatywnych środowisk. A takie zabiegi są dla mnie zawsze na duży plus.
Czy Fanfik stał się ofiarą kompromisu, kapitalistycznej kalkulacji, wedle której bardziej odważne ruchy mógłby filmu po prostu nie sprzedać? A może jest to po prostu wierna i szczera ekranizacja książki Natalii Osińskiej – której oczywiście nie czytałem. Suma summarum mogę mówić o filmie niestety jako o rozczarowaniu. Choć jak wspomniałem, należy docenić sam fakt, że ktoś miał odwagę taką historię przedstawić rodzimej publice, wolę jednak rzeczy mniej zapatrzone za ocean, trzymające się bliżej naszej rzeczywistości. To taki trochę sztuczny, kolorowy i nieco plastikowy świat, który sprawdza się jako pocieszająca historia na raz, która jednak nie zostanie z nami na dłużej niż jeden dzień. Szkoda.
Oryginalny tytuł: Fanfik
Produkcja: Polska, 2023
Dystrybucja w Polsce: netflix.com
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.