„They’re coming to get you” – wybieramy 6 najlepszych filmów o porwaniach przez kosmitów

Wniebowstąpienie Pańskie jest to święto, które obchodzimy co roku w każdą siódmą Niedzielę Wielkanocną. Święto oczywiście ma charakter religijny, a czas jego obchodzenia ustanowiony został watykańskim dekretem. Wiem, że do Wielkanocy jeszcze daleko, lecz okazja ta zainspirowała mnie do stworzenia małego zestawienia filmów traktujących o tak zwanych wzięciach. Jak wiadomo Jezus, po tym, jak rozchodził swoją śmierci, przez 40 dni balował ze swoimi sługami. Potem następnie zniknął w niebiosach. Naoczni świadkowie do dziś utrzymują, że pewnego dnia przechadzającego się po dzielni Jezusa pochwycił jasny snop światła.

Następnie uniósł go do góry, aż po same chmury, gdzie znajdował się ogromny, błyszczący, metaliczny obiekt w kształcie spodka. Jezus zniknął w jego wnętrzu, a pojazd odleciał. I tyle Jezusa widzieli. Ponoć trafił on przed oblicze własnego ojca, który następnie poddał go serii badań i eksperymentów. Podobne historie słyszy się do dziś. Są one poniekąd takimi naszymi współczesnymi baśniami, którymi wzajemnie ludzie się straszą. Także świat filmu nie pozostał obojętny na to zagadnienie i wypluł niejedną produkcję traktującą o uprowadzeniach. Kilku wybranym z nich chcielibyśmy poświęcić nieco uwagi.

Spotkanie z UFO (1975). reż. Richard A. Colla  – Andrzej Kownacki

Betty i Barney Hill byli zwykłymi zjadaczami chleba, którzy żyli sobie spokojnie, nie wadząc nikomu. Jedyną rzeczą, która ich wyróżniała, był fakt, że byli parą mieszaną. On był bowiem czarnoskóry, a ona biała. W latach, gdy żyli, takie kombinacje należały do rzadkości. Mimo to ich życie nie obfitowało w żadne ekscesy. Do czasu. Otóż to w 1961 roku, jadąc samochodem wieczorową porą, ujrzeli jasne światło na niebie. Z początku tłumaczyli zjawisko naturalnymi przyczynami, wkrótce okazało się jednak, że obiekt to nie żaden meteor czy satelita. Ostatecznie pojazd wylądował na ziemi, a Betty i Barney stracili kontrolę na autem, jak i nad sobą. Dopiero wiele miesięcy później szokująca prawda wyszła na jaw. Para dręczona koszmarami, poddała się hipnozie, która wykazała, że zostali oni uprowadzeni przez UFO. Film z 1975 jest jak do tej pory jedyną próbą ukazania tych wydarzeń. Nie jest to znany tytuł, ponieważ stworzony został na potrzeby telewizji. Reszta świata mogła się zatem z nim zapoznać dopiero po latach. Dzieło Richarda A. Colla jest bardzo skromne. Ma kameralny klimat i opiera się głównie na dialogach i grze aktorskiej. Nie ma tu żadnych fajerwerków, chociaż na pochwałę zasługuje sposób ukazania obcych. Jest to chyba jeden z pierwszych obrazów, który przedstawił kosmitów jako niskie postacie z wielkimi łepetynami oraz oczami. Zwłaszcza przy tworzeniu tych ostatnich twórcy wykazali się niezłą kreatywnością, stosując szkło powiększające dla podkręcenia efektu. W filmie podziwiać możemy kreacje stworzone przez Estelle Parsons i James Earla Jones’a. Zwłaszcza obecność Dartha Vadera może tu stanowić ciekawostkę. Spotkanie z UFO przypomina trochę teatr, lecz dzięki temu zyskuje na autentyczności. Reżyser nie daje nam żadnej odpowiedzi, jesteśmy tylko świadkami traumy małżeństwa i drogi jaką musieli przejść, aby się od niej uwolnić.

Wspólnota (1989), reż. Philippe Mora – Oskar Dziki

Książka Whitleya Striebera z 1987 roku opowiadająca o porwaniach przez kosmitów okazała się hitem i do dziś stanowi swoistą biblię dla wielu domorosłych ufologów. Jednak nakręcony dwa lata później horror oparty na niej horror spotkał się z miażdżącą krytyką zarówno recenzentów, jak i widowni. Jego wizja tego, jak wyglądać może abdukcja, była na tamte czasy chyba zbyt „odjechana” i stała w opozycji do tego, co znaleźć mogliśmy na kartach książki. Christopher Walken wciela się we wspomnianego pisarza, który spędza wakacje w rodzinnym domu w lesie. Pewnej nocy budzi jasne światło za oknem. Następnego ranka przekonuje się, że śnił o tym, jak kosmici zabrali go na swój statek. W miarę wzrostu częstotliwości tych „snów” zastanawia się, czy te spotkania to tylko halucynacje, czy też dzieje się to naprawdę? W akcie desperacji szuka terapeuty, który wierzy, że hipnoza może ujawnić prawdę. Powiedzieć, że Wspólnota Mora to dzieło wpływowe dla całego nurtu, to za mało. To właśnie ten film na stałe zaszczepił w pop-świadomości wizerunek obcego jako małego, szarego ludzika z wielkimi oczyma, z którego tak gęsto czerpało później choćby Z Archiwum X (1993-). Ale to też po prostu bardzo sprawnie nakręcony horror, który może sprawić, że pod znakiem zapytania stanie tegoroczna majówka w domku na Mazurach.

Uprowadzenie (1993) reż. Robert Lieberman – Andrzej Kownacki

Travis Walton był amerykańskim drwalem, który w 1975 doświadczył czegoś niesamowitego. Otóż to pewnej nocy wracając z pracy wraz z kompanami, dostrzegli na niebie światło. Zaciekawieni zatrzymali się, by przyjrzeć się obiektowi. Travis jako jedyny był na tyle odważny, by podejść do pojazdu, z którego nagle wystrzelił strumień światła. Travis został przy jego pomocy wciągnięty na pokład, a jego koledzy uciekli w popłochu. Wezwana przez nich policja wszczęła postępowanie. Po kilku dniach mężczyzna sam wrócił, opowiadając historię o tym, jak to trafił na pokład UFO, gdzie niskie, łyse istoty dokonywały na nim licznych badań. Na podstawie jego zeznań powstał w 1993 pełnometrażowy film. Jest to pozbawiona wielkich nazwisk produkcja, która opiera się na prostych środkach. Pomijając aspekty psychologiczne, największym atutem dzieła jest sekwencja samegoporwania i wspomnień Waltona. Dla osób, które interesują się tematem, może to być nawet powód do wzmożenia strachu przed byciem uprowadzonym. Travis na pokładzie UFO próbował się bronić. Początkowo nieźle mu szło i nakopał paru kosmitom. Potem jednak zjawił się większy i unieszkodliwił naszego bohatera. Następnie poddano Travisa szeregowi zabiegów, których przeznaczenie nie jest jasne. Były one bardzo inwazyjne i nieprzyjemne. Twórcy filmu poszli dobrą drogą i postanowili nie oszczędzać nam tego widoku. Poszła na to zapewne większość budżetu, ale było warto, ponieważ efekt robi wrażenie do dziś. Jest to najlepsze i najbardziej wstrząsające przedstawienie tego, co domniemani kosmici wyczyniają ze złapanymi ludźmi. Głównie ten fragment filmu decyduje o tym, że warto się zapoznać z tą pozycją.

Porwani przez obcych (1998) reż. Dean Alioto – Oskar Dziki

Film Alioto stanowi rozwinięcie jego krótkometrażowego UFO Abduction z 1989, horroru found footage nakręconego 10 lat przed słynnym The Blair Witch Project. Schemat jest prosty, rodzina spędza Święto Dziękczynienia w swoim domu gdzieś na odludziu, za oknami zaczynają migać tajemnicze światła, a posiadłość zaczynają najeżdżać szare ludziki. Porwanych przez obcych ogląda się niczym autentyczny zapis znaleziony gdzieś na zakurzonej kasecie VHS w opuszczonym domu, co nadaje tylko klimatu całej produkcji. W sumie jak po raz pierwszy zetknąłem się z filmem, gdy ten był puszczany w japońskim teleturnieju jako autentyczne nagranie. Ale w przeciwieństwie do swojego pierwowzoru, produkcja została wzbogacona o wypowiedzi analityków i ekspertów, co tylko wzmacnia obcowanie z rejestrem prawdziwych wydarzeń. Z powodzeniem zostajemy zespojeni z tym klaustrofobicznym i sprytnym horrorem. Jeden z najstraszniejszych momentów ma miejsce w kulminacyjnym akcie, gdy trzymający kamerę Tommy wycofuje się do swojej sypialni i staje twarzą w twarz z kosmitą czającym się w ciemności. Ciarki na plecach gwarantowane! Co ciekawe, film ten jakimś cudem trafił do polskiej telewizji, więc mamy potwierdzony fakt, że porwania przez obcych działają nie tylko na obywateli USA.

Czwarty stopień (2009) reż. Olatunde Osunsanmi – Andrzej Kownacki

Wspomniane wcześniej filmy opierały się na rzekomych prawdziwych wydarzeniach. Czwarty stopień również przez cały seans utrzymuje, że przedstawia prawdę. Produkcja zawiera nawet nagrania z sesji terapeutycznych, które miały się rzeczywiście odbyć. Jest to taka mieszanka fabuły z paradokumentalnymi wstawkami. Może to robić wrażenie na kimś, kto dał się ponieść temu klimatowi. Cały obraz jest jednak tylko zgrabną mistyfikacją reżysera. Przedstawione wydarzenia, czy też postacie nigdy nie istniały. Mimo to uważam seans Czwartego stopnia za udany. Pomijając niezłą obsadę z Millą Jovovich i Willem Pattonem na czele, obraz dostarcza po prostu sporo niezłej rozrywki. Akcja dzieje się w odosobnionym mieście na Alasce, którego mieszkańcy trapieni są przez koszmary i dziwne wizje. Lokalna terapeutka poddaje swych pacjentów hipnozie, nagrywając takie sesje. Wynika z nich, że wszyscy oni stali się ofiarą porwania przez coś nieziemskiego. Psycholożka angażuje się coraz bardziej w rozwikłanie tej zagadki, sama jednocześnie sprowadzając na siebie kłopoty. Dzieło Olatunde Osunsanmi potrafi całkiem dobrze nastraszyć, zwłaszcza widzów, którzy lubują się w opowieściach o abdukcjach i UFO. Granica między tym, co rzeczywiste, a fantazją, jest tutaj umiejętnie zatarta, wciągając odbiorców w swoistą grę, w której nie wiadomo co jest prawdą, a co fałszem. Część filmu, przedstawiająca domniemane prawdziwe nagrania, jest bardzo profesjonalnie i wiarygodnie nakręcona. Najbardziej chyba straszne we wzięciach przez obcych jest to, że nie jesteśmy wtedy w pełni świadomi. Porwani są bezwładni i czują bezradność, nie będąc nawet w mocy, by się poruszać. Jest to forma jakiegoś pierwotnej obawy, przed utratą kontroli nad własnym ciałem. Tym właśnie lękiem operuje Czwarty stopień, stanowiąc pożywkę dla wyobraźni podatnych na sugestię umysłów.

Mroczne nieba (2013) reż. Scott Stewart – Oskar Dziki

Nasz dom, to nasza twierdza, jak mówi znane powiedzenie. A co stanie się, jeśli ta nasza ultymatywna ostoja bezpieczeństwa zostanie najechana przez zagrożenie, którego nie jesteśmy w stanie objąć naszym rozumem? Tego właśnie doświadcza statystyczna para z amerykańskiego przedmieścia, która zaczyna dostrzegać dziwne rzeczy mające miejsce w ich ładnym domku. W kuchni nagle pojawia się dziwna konstrukcja z pojemników na żywność, ich dziecko zaczyna malować przerażające obrazy, a ich system alarmowy zaczyna nocami wariować. Mroczne nieba umiejętnie dawkują napięcie, z gatunkową pasją budują przerażającą narrację, która w finale eksploduje typowymi, ale doskonale działającymi tropami nurtu horror. Nie będzie to spoiler, jeśli powiem, że to, co z początku wydaje się ingerencją bardziej spirytualną, okazuje się klasyczną mikro-inwazją obcej cywilizacji. Film ten nie polega na rozlewie krwi, wnętrznościach i fantazyjnych efektach specjalnych. Zamiast tego woli prześlizgnąć się pod naszym radarem i wprawić w przyjemne mrowienie nasze wnętrzności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *