Guyver bohater ciemności (1994)

Każdy ma jakieś marzenie. Jedni marzą o podróży do Sosnowca, inni o dodatkowym pośladku. Wielu chce wygrać sporą sumę pieniędzy, aby móc spełnić swoje pragnienia. Prawdziwych marzeń jednak nie można po prostu kupić. Ja na przykład chciałbym być potworem i mieć nadludzką siłę. Mógłbym wtedy rozszarpywać ludzi na kawałki, budząc strach i respekt. Oczywiście jest to trudne do spełnienia. Chyba że stałbym się jakimś mutantem.

Z pozoru wyglądałbym normalnie, ale w odpowiednich momentach przemieniałbym się w bestię. Jedyną strefą, gdzie takie rzeczy są możliwe, jest kino. Idealnym przykładem tego jest pochodząca z 1994 roku amerykańska produkcja Guyver – bohater ciemności, będąca sequelem młodszej o trzy lata Mutroniki. Film powstał na podstawie mangi, której autorem jest Yoshiki Takaya. Obraz zalicza się do nurtu „tokusatsu” czyli dzieł, wykorzystujących liczne praktyczne efekty specjalne. Bohaterami ich są na ogół różnorakie potwory, jak również superbohaterowie. I tak też właśnie jest w omawianym przypadku.

Sean Barker (David Hayter) to zwykły zjadacz chleba. Nie wyróżnia się niczym specjalnym. Nie prowadzi ciekawego życia. Wszystko ulega zmianie, gdy pewnego razu natrafia na pewien artefakt. Jest to urządzenie pozaziemskiego pochodzenia, które zachowuje się niczym pasożyt, przejmując władzę nad ciałem nosiciela. Aparat ma postać zbroi szczelnie okalającej ciało. Dzięki niej mężczyzna zyskuje nadludzką moc i siłę oraz potrafi wystrzeliwać potężne pociski energii w formie słupa światła.

Mimo oczywistych zalet Sean nie jest zadowolony z obrotu rzeczy. Nie pasuje mu rola superbohatera. Nie chce także zabijać ludzi, nawet jeśli są złoczyńcami. Poszukując odpowiedzi na trapiące go pytania, udaje się do pewnej jaskini, w której archeolodzy natrafili na intrygujące znalezisko. Na miejscu okazuje się, że badania finansuje złowroga korporacja, a jej pracownicy to tak naprawdę zmiennokształtne stwory zwane Zoanoidami. Guyver zna je dobrze i wie, że będzie musiał stoczyć z nimi zażarty bój.

Zobacz cały film poniżej:

Twórcy na czele z reżyserem Steve’em Wangiem dysponowali niewielkim budżetem. I z tego też powodu produkcja nie doczekała się kinowej premiery poza USA. Przeznaczono ją na rynek kina domowego. I tak jak z wieloma obrazami tego typu, zyskała ona sobie w ten sposób popularność, jak i kultowy status. Z zachodnimi ekranizacjami mang i anime różnie bywa. Często nie są to udane dzieła. W przypadku Guyvera jednak na szczęście udało się stworzyć film atrakcyjny wizualnie, który serwuje jednocześnie sporą dawkę frajdy. Mimo małego budżetu film nie wygląda tanio.

Jedynie nieliczne efekty komputerowe wyglądają mocno archaicznie. Jeśli zaś chodzi o efekty praktyczne, to prezentują się one nadal przyzwoicie. Największe pole do popisu mieli tu kostiumolodzy oraz charakteryzatorzy. Ich zadaniem było stworzenie wiarygodnych kostiumów potworów. Z zadania tego wywiązali się poprawnie, a ich projekty wyglądają ciekawie. Oczywiście widać, że są to zwykłe, gumowe kostiumy, ale dzięki temu zachowują one elastyczność, a ich ruchy są naturalne. Każdy z Zoanoidów przypomina jakieś ziemskie zwierzę. Mamy tu więc do czynienia z człowiekiem- nosorożcem, człowiekiem-żabą czy człowiekiem-insektem. Stylistycznie film przypomina nieco serię Power Rangers zwłaszcza jeśli chodzi o sekwencje walk wręcz. Stanowi tym samym poniekąd hołd w stosunku do japońskich popkulturowych tradycji.

Reżyser postarał się o to, aby jego dzieło miało wydźwięk zbliżony bardziej do oryginału niż pierwsza ekranizacja Guyvera. Powstała w 1991 roku Mutronika miała bowiem silne zabarwienie komediowe. Druga część przygód superbohatera jest za to momentami mroczna i zawiera elementy psychologiczne. Postacie mają jakieś swoje historie i przeżywają rozterki. Wśród poruszanych wątków wymienić można kryzys tożsamości, kwestię wolnej woli, moralności czy pytania o granicę między dobrem, a złem. Biorąc pod uwagę całkiem znośną grę aktorską oraz ścieżkę dźwiękową przypominającą bardzo muzykę ze starych gier komputerowych mamy tu do czynienia z naprawdę udanym seansem.

Najważniejsza jest tutaj jednak akcja i myślę, że większość fanów ceni sobie głównie właśnie ten element. Choreografia walk jest dość udana oraz urozmaicona. Jak się okazuje, także kosmiczne stwory znają kung-fu i karate. Pamiętam, że gdy oglądałem Guyvera pierwszy raz w pewną ciemną noc, odniosłem wrażenie, że film jest bardzo długi, głównie z uwagi na sekwencje walk właśnie. Zoanoidy są wszakże bardzo trudne do ubicia, więc nie powinno to nikogo dziwić. Obraz Steve’a Wanga nie jest na pewno żadnym arcydziełem. Nie należy do niego podchodzić z wielkimi oczekiwaniami, a raczej ze sporym dystansem. Został on stworzony dla konkretnej grupy odbiorców, lecz uważam, że może stanowić świetne źródło niewymagającej rozrywki również dla widzów, którym obce są mangowe klimaty.

Oryginalny tytuł: Guyver: Dark Hero

Produkcja: USA, 1994

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *