Rycerze (1993)

Pewien znany Francuz po zobaczeniu pierwszego pociągu wjeżdżającego na stację w Ciotat powiedział „Mamy przerąbane”. Miał tu oczywiście na myśli gatunek ludzki. Wiedział on bowiem, że technologia jest tak naprawdę wrogiem człowieka i przyczyni się do jego upadku. Nowinki technicznie z pozoru niosą ze sobą spore ułatwienia, w dłuższej perspektywie stanowią jednak zagrożenie dla nas. Proces ten możemy ciągle obserwować mimo upływu lat. Rzeczywistość się zmienia na naszych oczach, a kolejne ludzkie przywary odchodzą w zapomnienie, stając się zbędne.

Jednym z większych, jeśli nie największym niebezpieczeństwem wydaje się sztuczna inteligencja. Zwłaszcza gdy przybierze ona postać nowej formy życia, czyli humanoidalnych, niezależnych jednostek. Świat kina lubuje się w przedstawianiu wojen ludzi z maszynami, a najbardziej znanym tego przykładem jest, chociażby seria Terminator. Odniosła ona tak duży sukces, że znalazła wielu naśladowców. Jednym z przykładów mniej znanego dzieła traktującego o cyborgach jest amerykańska produkcja z 1993 roku zatytułowana Rycerze.

Rycerze wyszli spod ręki Alberta Pyuna. Jest to dobrze znane fanom filmów klasy B, nazwisko. Reżyser specjalizował się w kreowaniu światów przyszłości z pogranicza post-apo i cyberpunku. Nie inaczej jest z omawianą produkcją. Można ją scharakteryzować jako twór science fiction, chociaż posiada także sporą domieszkę nurtu sztuk walki. Nic dziwnego zatem, że w głównej roli kobiecej obsadzono tutaj mistrzynię kick-boxingu Kathy Long. Jej filmowy debiut wypada całkiem okazale i nie ogranicza się jedynie do scen akcji i wykonywania salt w powietrzu.

Na ekranie towarzyszą jej dwaj weterani kina Henriksen oraz Kristofferson. Zwłaszcza ten pierwszy znany jest z udzielania się w obrazach spod znaku futurystycznych zmagań. Na trwałe zapisał się on na kartach opowieści, orbitujących wokół sztucznych organizmów. Tym razem przypadła mu rola głównego złoczyńcy, z której wywiązuje się bez zarzutu.

To, czym wyróżnia się produkcja Pyuna to na pewno trudny do podrobienia klimat. Pochodzi on prosto z epoki kaset VHS i na pewno u niejednego wzbudzi czar wspomnień tego specyficznego okresu. Sam reżyser specjalizował się właśnie w tworzeniu filmów przeznaczonych do domowego użytku. Rycerze to idealna propozycja na spędzenie wieczoru w lekkiej atmosferze, okraszonej widowiskowymi bijatykami osadzonymi w atrakcyjnej wizualnie scenerii.

Zdjęcia to właśnie jeden z ukrytych atutów dzieła. Twórcy postarali się o to, aby do maksimum wykorzystać możliwości, jakie dają północnoamerykańskie kaniony. Te marsjańskie krajobrazy ukazane zostały z prawdziwie artystycznym zacięciem. Dzięki użyciu filtrów i silnego kontrastu lokacje nabierają nieziemskiego charakteru. Warto też zwrócić uwagę na barwną kolorystykę filmu. Wyraziste stroje bohaterów sprawiają, że nabiera on głębi, będąc czymś więcej niż tylko tania rozrywka.

Punktem kulminacyjnym są tutaj sceny walk, w których prym wiedzie Long. Trzeba szczerze przyznać, że przeciwnicy ułatwiają jej zadanie, atakując pojedynczo mimo przeważającej przewagi liczebnej, lecz jest to stały element prawie każdego filmu akcji. Jeśli zaś chodzi o weteranów to widać po nich upływ czasu, ale sekwencje z ich udziałem zostały bardzo zgrabnie zrealizowane. I nawet monstrualnych rozmiarów sztuczne ramię Henriksena, które bardziej przeszkadza mu w poruszaniu, niż pomaga, nie jest w stanie zepsuć efektu przedniej zabawy.

Oryginalny tytuł: Knights

Produkcja: USA, 1993

Dystrybucja w Polsce: BRAK

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *