Django 2: Powrót zza grobu (1987)

Nie jest ignorantem względem nurtu, jakim jest spaghetti western, ten, kto wie, że jedyną oficjalną kontynuacją Djnago (1966) jest nakręcony prawie dwadzieścia lat później Django Strikes Again Nello Rossati. To też jedyny film, w którym znany z oryginalnego tytułu Franco Nero wciela się w postać kultowego rewolwerowca. Ale dlaczego tak rzadko wspomina się tytuł ten, wymieniając najlepsze dzieła z włoskiego, dzikiego zachodu?

Django II miał również zostać napisany i wyreżyserowany przez Sergio Corbucciego, autora oryginału. Ten jednak najął się do pracy nad filmem w roli bardziej konsultanta. Być może nie chciał szargać swojego zasłużonego dla nurtu imienia kiedy spaghetti western popadał w coraz to większą niełaskę zarówno w kasie, jak i w opinii publiczności. Dlatego też praca przy kontynuacji jego kultowego filmu mogłaby przynieść mu więcej wrogów jak przyjaciół.

Kiedy oglądałem drugą część Django po raz pierwszy te dobre kilka lat temu, zachodziłem w głowę, czy to jeszcze spaghetti western, czy już kalka amerykańskiego kina akcji spod znaku Arnolda Schwarzeneggera i Sylvestera Stallone. Bo przez jego narrację oraz estetykę przebiją się mocno dwa tytuły z tymi wielkimi nazwiskami, mianowicie Komando (1985), jak i Rambo II (1985). Ale czy po obejrzeniu większej liczby film z włoskiego Dzikiego Zachodu jest on od nich tak diametralnie różny? Śmiem dzisiaj wątpić.

Po latach tułaczki Django jest teraz emerytowanym rewolwerowcem żyjącym w spokoju jako mnich. Pewnego dnia jednak kobieta informuje go, że ma córkę, która została porwana przez czarne charaktery tej opowieści. Zaczyna się mocno, nieprawdaż? Nasz bohater rusza, by uwolnić swoją potomkinię i początkowo próbuje zrobić to… pokojowo. Zostaje jednak pojmany, torturowany i zesłany do niewoli gdzie jest świadkiem okrucieństw, jakie złoczyńcy czynią uprowadzonym przez siebie młodym dziewczynom. W końcu ucieka i udaje się do grobu oznaczonego „Django”, gdzie wykopuje swój niesławny karabin maszynowy. Wtedy rozpętuje się piekło.

Zobacz cały film poniżej: 

Głównym złym tej opowieści jest Christopher Connelly wcielający się w rolę Orlowsky’ego, wojskowego watażkę posiadającego niemałą armię, z którą pływa w górę i dół rzeki w swoim zamienionym na wodną twierdzę parowcu. Jest typem faceta, który lubi przebierać się w czyste, pełne zdobień białe mundury i posiada skąpo ubraną, czarną kobietę jako swoją niewolnicę/kochankę/nadzorcę innych niewolników. W wolnych chwilach, między szukaniem legendarnego skarbu, mordowaniem tubylców i uprawianiu dolce vita ze swoimi kochankami, z pasją powiększa on swoją kolekcję suszonych motyli.

To postać do granic wręcz przerysowana jak wszystko inne w tym filmie. Nasz Django to postać wręcz archetypiczna dla kina gatunku tamtego okresu, małomówny twardziel, który w każdej sytuacji potrafi się odnaleźć, a jego kule zawsze trafiają celu. Nic więc dziwnego, że praktycznie jest on w stanie w pojedynkę pokonać całą armię nieprzyjaciela! Bo w zasadzie ma do pomocy tylko przerażonego, raczej mało użytecznego,  ale pociesznego Donalda Pleasence, czyli niezapomnianego doktora Loomisa z oryginalnego Halloween (1978).

Drugi Django rozszerza świat ledwie zarysowany przez Corbucciego w pierwszym filmie, wrzucając do niego całą gamę barwnych, jakby nie było niezapomnianych postaci i więcej efekciarskiej akcji. Jednak z pewnym zdezorientowaniem oglądałem wpleciony tutaj wątek meksykańskich niewolników, który ewidentnie nawiązuje do tragedii Holocaustu i gułagów z okresu stalinizmu. Rozumiem, że pod płaszczykiem kina gatunku przemyca się pewne elementy niewygodne dla typowego zjadacza popcornu, ale drugi Django zwyczajnie jest zbyt powierzchowny, prosty i nastawiony na rozrywkę, bym znalazł w nim miejsce na taki niuans.

Oprócz bycia odbiciem amerykańskiego kina tamtych lat, Django II idealnie wpisuje się w schyłkowy dla nurtu włoskiego westernu okres. To czas, kiedy gatunek ten zapatrzony za ocean zaczął zjadać własny ogon, a twórcy, którzy tchnęli w niego życie, nie bardzo wiedzieli, jak pokierować swym dziedzictwem. Dlatego też ta dziwaczna hybryda stanowić może jedynie ciekawostkę dla wszystkich tych, którzy wiedzą, że Django to nie postać wykreowana przez Quentina Tarantino, i pragnęliby zgłębić jej historię. Oprócz zaspokojenia ciekawości, film ten nie wniesie do Waszego życia nic, prócz kilku chwil płytkiego eskapizmu.

Oryginalny tytuł: Django 2: il grande ritorno

Produkcja: Włochy, 1987

Dystrybucja w Polsce: sdtfilm.pl

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *