Pierwszy V/H/S z 2012 roku postawił poprzeczkę wysoko, jeśli chodzi o taki czysty, horrorowy eskapizm ociekający współczesną innowacją. Ciężko było myśleć mi o tym, że druga część może przeskoczyć rekina, ale cholera, kiedy tylko dorwałem w swoje ręce sequel, od razu pomyślałem sobie: „Ci ludzie rzeczywiście to zrobili!”. To właśnie z tej części pochodzi najwięcej nowelek, które uważam za najlepsze w całej serii. Ale po kolei.
Jak poprzednio, najsłabszym ogniwem jest historia łącząca wszystkie poszczególne etiudy w jedną całość. To w zasadzie powtórka z poprzednika, tylko zamiast bandy młodocianych rabusiów mamy parę detektywów wynajętych do infiltracji posępnego domostwa pełnego kineskopowych telewizorów i kaset VHS. Na plus mogę powiedzieć tylko, że w przeciwieństwie do pierwszej części, nasi bohaterowie „łączący” trafiają na trop przeklętych taśm o wiele szybciej i sprawniej, przez co wejście we właściwą akcję jest o wiele płynniejsze.
I wtedy zaczyna się prawdziwy festiwal, choć pierwsza etiuda może tego zupełnie nie anonsować. Clinical Trials w reżyserii przejętego już przez Hollywood Adama Wingarda to dość sztampowa historia o duchach. Jej jedynym niuansem jest fakt, że całość obserwujemy dosłownie okiem głównego bohatera, który nosi futurystyczną protezę rejestrującą wszystko, co widzi. Duchy jak to duchy, pojawiają się nie wiadomo skąd i po co, nie mają z naszym bohaterem żadnej relacji, są tutaj tylko po to, by go straszyć. To zapewne wina krótkiego metrażu, który nie pozwolił na rozwinięcie tej historii, zmuszając go do pozostania w swej surowej formie.
Ale to nieważne, bo jestem w stanie wybaczyć ten mniej udany wstęp na rzecz tego, że po nim nadchodzi A Ride in the Park! Nakręcony przez jednego z twórców kultowego The Blair Witch Project 1999 Eduardo Sancheza film to absolutnie jeden z moich faworytów. To prosty, acz genialny pomysł zobrazowania dnia z życia zombie poprzez kamerę GoPro zamontowaną na kasku pechowego rowerzysty, który dał się ugryźć podczas feralnej przejażdżki po parku. Uwielbiam energię tej noweli, uwielbiam jej smoliście czarny humor i dające nieco humanistycznej nadziei zakończenie.
No i przechodzimy do dania głównego, jakim jest Safe Haven nakręcone przez Timo Tjahjanto i Garetha Evans’a, gościa znanego z wybitnej dylogii Ride (2013/14). Ta nowela w zasadzie działa lepiej niż wiele pełnometrażowych horrorów, oferując nie tylko sprytnie poprowadzoną historię pełną przerażających momentów, ale również gotującą krew w żyłach akcję oraz pełne ironii zakończenie, które kocham całym mym sercem. To też jedna z niewielu historii w całej serii, która poświęca odpowiednio dużo czasu na budowanie postaci, kreśleniu relacji między nimi i zapoznawaniu nas z topografią miejsca akcji. Zdecydowanie jest to moja ulubiona historia opowiedzenia na łamach franczyzy, której jak dotąd nie przebił nikt!
Nie robi tego zdecydowanie ostatnia krótkometrażowa pokazówka, jaką jest Alien Abduction Slumber Party. W pełni rozumiem, że dla wielu widzów może być to pośpieszna, trochę niedopracowana historia jakich wiele, ale ja szczerze mam do niej jakąś słabość. Pamiętam, że oglądanie jej samemu w ciemnym mieszkaniu zrobiło na mnie odpowiednie wrażenie, a pomysł osadzenia kamery na biegającym w całym zamieszaniu psu okazał się dla mnie wyjątkowo ciekawy. No ale nie zapominajmy, że opowieści o porwaniach przez kosmitów to coś, co zawsze i wszędzie jeży mi włos na karku. A to jest po prostu dobrze zrealizowane, żwawo i z rozmachem, więc jak na krótki metraż nie mogę oczekiwać niczego więcej.
Ta recenzja może mieć wydźwięk, jakby pisał ją nabuzowany endorfinami dzieciak, ale dokładnie tak czułem się, gdy po latach odświeżyłem sobie w całości V/H/S 2. Specjalnie piszę w całości, bo do trzech ostatnich nowelek wracałem średnio kilka razy w roku. Choć wiem, że idea znalezionej taśmy została w dwójce nieco wypaczona, bo przecież większość z tych historyjek tutaj zawiera w sobie widmo apokalipsy, które jakoś umknęło reszcie świata. Atak zombie czy inwazja kosmitów nie jest przecież tak kameralna, jak atak harpii na imprezujących chłopaków czy femilesbijska zbrodnia na toksycznym mężczyźnie.
Ale szczerze? Mam to gdzieś, bo każda z tych pojedynczych nowelek działa w ramach swojego świata przedstawionego i nie musi się dla mnie zazębiać z jakąś większą intrygą. To po prostu kolejny, tym razem okraszony widocznie większym budżetem pokaz kreatywności i umiejętności zamknięcia się w ograniczonym metrażu. Czy takie historie jak Safe Haven czy A Ride in the Park działałby jako pełnometrażowe przedsięwzięcia? No nie wiem, wiem natomiast, że wrócę do nich jeszcze nie raz, bo dają mi taki skondensowany zastrzyk filmowej adrenaliny, która jest substancją niezbędną dla mojego codziennego funkcjonowania.
Oryginalny tytuł: V/H/S/2
Produkcja: USA/Kanada/Indonezja, 2013
Dystrybucja w Polsce: BRAK
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.