Nie, nie jestem tym widzem, który jara się Nicolasem Cage i traktuje go jako jakąś ikonę kina. Wiadomo, facet ma w dorobku zarówno role fantastyczne, jak choćby Świnia (2021), ale również wiele takich, które obrosły swoistymi memami i są powodem do toczenia z niego beki po dziś dzień. Dream Scenario robi wiele, by trochę stanąć pośrodku i pozwolić Nicolasowi nieco szarżować przed kamerą. Co jest trochę dziwne, bo gra on w końcu najnudniejszego człowieka na Ziemi.
Jednak tym, co staje się wytrychem dla scenicznej dzikości Cage, są sny. Napisany i nakręcony przez Kristoffera Borgli film jest bowiem wielce pomysłową komedią z elementami dramatu, szczyptą horroru i odrobiną antykapitalistycznego policzkowania wielkich korporacji. Brzmi jak mieszanka wybuchowa i rzeczywiście, z takim podejściem do Dream Scenario podszedłem. Tylko że jest to film dobry, sprawnie nakręcony, pocieszny i… to tyle!
Paul Matthews (Nicolas Cage) przeżywa niezwykłą sytuację. Łysiejący i posiadający niezwykle łagodną aparycję profesor biologii pojawia się w snach ludzi na całym świecie. Jednak nie każdy posiada takowe mary. To przypadkowa część populacji. W każdym śnie jest biernym obserwatorem, często patrząc ze spokojem na to, jak śniący doznaje jakiejś krzywdy. W miarę rozprzestrzeniania się wiadomości o tym specyficznym zjawisku życie Paula się komplikuje. Ludzie chcą z nim rozmawiać o wyśnionej postaci, ale przecież Paul nie ma z nią nic wspólnego.
Tak naprawdę nie może wiele powiedzieć, ponieważ jest to coś, co istnieje w umysłach innych ludzi. To nadwyręża jego małżeństwo, żona Janet (Juliette Nicholson) nie śni o nim i uważa, że to jakiś znak mówiący wiele o ich związku. Człowiek chory psychicznie, którego stan pogarszają koszmary, włamuje się i próbuje zabić Paula. Wtedy ton snów zmienia się diametralnie, podobnie jak postrzeganie przez opinię publiczną neurotycznego profesora.
Oczywiście, sam scenariusz działa dość sprawnie już na poziomie jakiegoś komiksowego absurdu, jednak ambicją Dream Scenario jest mówić o rzeczach ważnych, orbitujących wokoło postaci Nicolasa Cage i wdzierających się do jego codzienności. Pod lupą interpretacji zobaczymy najpierw krytykę współczesnej kreacji celebrytów, ludzi znanych tylko dlatego, że znaleźli się w ciągu jakichś abstrakcyjnych wydarzeń. Nic więc dziwnego, że kiedy Paul w momencie stał się rozpoznawalny, kapitał na nim chcą zbić agencje reklamowe, szybko spajając jego jakże pospolitą twarz z marką popularnych napojów słodzonych. Nic, czego nie znamy z naszej rzeczywistości, gdzie próbujący się odnaleźć w realiach schyłkowego kapitalizmu celebryci reklama coraz to bardziej niedorzeczne rzeczy.
Drugą warstwę tego „dreamscenariowego” iceberga stanowi to, że film niejako mierzy się z problemem cancel culture. Uwierzcie mi, nie jestem zwolennikiem całkowitej wolności i przyzwalaniu na funkcjonowanie w przestrzeni publicznej osób, które jej wyraźnie szkodzą. Tylko że czasami proceder ten urasta do miana społecznego linczu, zjadając swój własny ogon. Paul, od pewnego momentu opowiadanej historii zepchnięty poza margines społeczeństwa, nie ma przecież wpływu na to, w jakiej formie jawi się w głowach tych wszystkich ludzi, którzy o nim śnią. Oczywiście, jest w tym trochę też i jego winy, ale patrząc z daleka, staje się przypadkową ofiarą własnej legendy, którą każdy w swej własnej wyobraźni kreuje tak, jak chce.
Wszystkie te wątki są super, choć pod koniec filmu mam wrażenie, że scenariusz się trochę rozpada. Nagle na ekran wjeżdża jakiejś futurystyczne urządzenie związane z sennymi podróżami, nie wiadomo przez to do końca, na jakich zasadach funkcjonuje świat przedstawiony, bo przecież przez cały czas był on odbiciem naszej rzeczywistości. Ja jednak spodziewałem się czegoś więcej po tej rodzinnej warstwie Dream Scenario, która tutaj została trochę potraktowana stereotypowo, by zakończyć się wielce toporną fantazją większości białych hetero facetów o ratowaniu swojej kobiety z opałów. Nuda, liczyłem na jakiś niuans.
Film Kristoffera Borgli jest ciekawy, sprawnie nakręcony i zapewne zostanie ze mną trochę dłużej niż zdecydowana większość innych rzeczy, które pochłaniam. Ale czy stanowi on jakiś przełom we współczesnej komedii? Zdecydowanie nie! Nie chcę wchodzić w rolę jakiegoś wizjonera, który wszystko chciałby widzieć jako eksplozję wyobraźni i fantazji, ale w tym projekcie taki zastrzyk zdecydowanie by się przydał. W końcu rolę współproducenta pełnił nad filmem Ari Aster, więc mógłby natchnąć reżysera nutką swojego szaleństwa znanego z Bo się boi (2023). Tak otrzymaliśmy przyjemny film, śmieszny momentami, refleksyjny i totalnie bezpieczny. Tyle i aż tyle.
Oryginalny tytuł: Dream Scenario
Produkcja: USA, 2023
Dystrybucja w Polsce: gutekfilm.pl
Nałogowy pochłaniacz popkultury, po równo darzy miłością obskurne horrory, Star Wars i klasykę literatury.